Od 2021 roku na polsko-białoruskiej granicy, podobnie jak na granicy litewsko-białoruskiej trwa kryzys migracyjny wywołany przez reżim Aleksandra Łukaszenki, który sprowadza migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, aby następnie przerzucać ich do państw Unii Europejskiej, w ten sposób je destabilizując. Teraz możemy poznać kulisy działań białoruskich służb. W rozmowie z portalem „The Insider” opowiedział o nich były funkcjonariusz białoruskiej Straży Granicznej. Zdradził m.in., że funkcjonariusze otrzymali specjalne instrukcje od białoruskiego dyktatora.

- „Jeden z zapisów mówił o tym, że jeśli zauważymy w strefie przygranicznej podejrzaną osobę, to mamy oddać dwa strzały ostrzegawcze w powietrze, a trzeci bezpośrednio w osobę. Za złamanie którejkolwiek z zasad obowiązywały surowe kary”

- powiedział.

Relacjonując operację przerzucania nielegalnych migrantów wskazał, że na początku przewoził na granice około 20-25 cudzoziemców każdej nocy. Później jednak było ich znacznie więcej i byli przewożeni również w dzień.

- „Najważniejsze było to, aby litewskie służby nie zorientowały się, skąd pochodzą migranci Transport migrantów stał się priorytetem państwa”

- podkreślił.

- „Wsadzaliśmy ich do naszych pojazdów, woziliśmy do pasa granicznego i wskazywaliśmy drogę gestami, mówiąc kilka słów, takich jak Europa, Niemcy czy Merkel. Nikt z nas nie znał angielskiego, większość z nich też nie”

- dodał.

Opowiedział też o zdarzeniu z jesieni 2021 roku, kiedy w wyznaczającym granicę białorusko-litewską kanale wodnym stanęło około 40 migrantów.

- „Mieliśmy na sobie różne rodzaje kominiarek, bo strona litewska zaprosiła dziennikarzy i kazano nam ukryć twarze. Kiedy cudzoziemcy próbowali wyjść z wody, odpychaliśmy ich. Trwało to prawie cały dzień”

- relacjonował.