Kulisy sprawy opisuje „Gazeta Wyborcza”, która przypomina o tym, jak nadinsp. Walichnowski w czasie kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego zgodził się wziąć udział w przekazaniu warszawskiej policji 27 radiowozów, co odczytano jako wykorzystywanie policji do politycznych celów. Po tym wydarzeniu komendant miał się „źle czuć” w związku z oskarżeniami.

- „Nie chciał pokazywać się z politykami, ponieważ wolał nie być kojarzony z żadną partią. (…) Zmuszono go do odejścia, bo nie pozwalał na upolitycznianie policji”

- twierdzi informator „GW”.

- „Politycy partii rządzącej chcieli, żeby policjanci robili sobie z nimi zdjęcia i brali udział w politycznej szopce. Komendant Walichnowski bardzo tego unikał i nie chciał, żeby robiono politykę rękami policjantów. Nie boi się odmawiać politykom”

- dodaje inny warszawski policjant.

Politycy Koalicji Obywatelskiej mieli też być niezadowoleni z faktu, że komendant nie usuwał ze stanowisk funkcjonariuszy, którzy zajmowali je w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy. Ponadto komendant miał się narazić poparciem dla wprowadzenia nocnej prohibicji, czemu sprzeciwili się radni KO.