Tomasz Sekielski zdradził, że rozmawiał z pracownikami „Newsweeka” na temat Tomasza Lisa. Mieli oni stwierdzić, że w redakcji panowała „toksyczna atmosfera”. Część pracowników miała być zastraszana, część źle traktowana, ale niektórzy nie doświadczyli ze strony redaktora naczelnego żadnych nagannych zachowań.

- „Każdy przypadek jest inny i tym trudniej pisać o tej sprawie tak, by uniknąć niesprawiedliwych uproszczeń”

- podkreśla Sekielski.   

Nowy szef „Newsweeka” zaznacza przy tym, że w opinii części pracowników Tomasz Lis „zachowywał się jak autokrata, a jego drapieżny styl zarządzania sprawił ból konkretnym osobom”.

Jednocześnie Sekielski wspomniał 1997 rok, kiedy sam był podwładnym Lisa w redakcji „Faktów” TVN.

- „Jego styl zarządzania redakcją opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki. Wybuchy złości, nieustająca presja sprawiały, że nie wszyscy wytrzymywali tę swoistą tresurę. Ileż razy słyszałem wtedy od niego, że newsy to nie miejsce dla grzecznych harcerek ani szkółka niedzielna. Był genialnym dziennikarzem, perfekcjonistą, któremu wiele się wybacza”

- pisze dziennikarz.

Podkreśla, że wtedy wszystkim wydawało się to normalne.

- „Na szczęście czasy się zmieniają, tyle tylko, że nie zmienił się Tomek”

- podsumował.

Tomasz Sekielski odrzuca przy tym zarzuty wobec właściciela tygodnika, wedle których miał on zignorować doniesienia o nieprawidłowościach. Jego zdaniem nie zadziałały jednak właściwie wszystkie procedury mające zapobiegać mobbingowi.