Według informacji potwierdzonych przez stronę ukraińską, rosyjski dron wszedł w polską przestrzeń około północy i eksplodował po godzinie drugiej w nocy. Oznacza to, że przez blisko 150 minut pozostawał nad terytorium naszego kraju, nie będąc zidentyfikowanym przez polskie systemy.
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych początkowo przekazało komunikat, że „nie zarejestrowano naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej”. Jednak odnalezienie szczątków w powiecie łukowskim jednoznacznie wskazuje, że obiekt znajdował się na terenie Polski.
Ekspert cytowany przez portal wPolityce.pl podkreśla, że analiza ruchu lotniczego w aplikacji FlightRadar24 wykazała obecność trzech tureckich samolotów rejsowych w tym samym obszarze. – „Załogi tych maszyn nie zdawały sobie sprawy, że w ich pobliżu znajduje się niezidentyfikowany wojskowy statek powietrzny, który mógł mieć na pokładzie ładunek wybuchowy. To realne zagrożenie dla pasażerów” – zaznaczył.
Choć dron poruszał się na niższym pułapie niż maszyny cywilne, zdaniem specjalisty sytuacja wymagała natychmiastowej reakcji. – „W takich przypadkach w pierwszej kolejności należy wprowadzić separację i przekazać ostrzeżenia lotniskom cywilnym. Tymczasem wygląda na to, że nikt nie był poinformowany” – dodał.
Ekspert przypomina, że państwa NATO regularnie prowadzą ćwiczenia w ramach scenariuszy „Renegate”, czyli związanych z uprowadzeniem lub wtargnięciem statku powietrznego mogącego stanowić zagrożenie. – „Brak szybkiej reakcji polskich służb zostanie oceniony przez sojuszników i może rodzić pytania o gotowość naszego kraju do przeciwdziałania takim incydentom” – podkreśla.
Podobne sytuacje w innych państwach skutkowały natychmiastowym zamknięciem przestrzeni powietrznej dla ruchu cywilnego, jak miało to miejsce w Izraelu po wybuchu rakiety w pobliżu lotniska. – „Polska, jako kraj przyfrontowy, powinna wdrożyć takie same procedury” – wskazuje rozmówca portalu.
Na pokładach trzech samolotów znajdowali się pasażerowie różnych narodowości. W przypadku tragedii incydent mógłby przerodzić się w poważny kryzys dyplomatyczny. – „Jeśli linie lotnicze uznają Polskę za obszar podwyższonego ryzyka, mogą ograniczyć loty przez nasze terytorium. To byłby nie tylko cios wizerunkowy, ale także ekonomiczny” – ostrzega ekspert cytowany przez serwis wPolityce.pl.