W czasie apogeum kryzys na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku, ówczesna opozycja krytykowała wszelkie działania rządu Zjednoczonej Prawicy podejmowane w celu powtrzymania ataku hybrydowego ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki. Rządzący dziś politycy przekonywali, że wcale nie mamy do czynienia z hybrydową wojną, a z falą uchodźców wojennych, którzy uciekają z Afganistanu po przejęciu władzy przez Talibów.

- „Wypowiadanie znów tych słów, które są właściwie kompromitujące, że Polska obroni się – tak jakby ci ludzie nam wojnę wypowiedzieli. To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi. I nie trzeba robić takiej obrzydliwej, ponurej propagandy wymierzonej w migrantów, bo to są ludzie, którzy potrzebują pomocy”

- mówił wówczas Donald Tusk.

Po przejęciu władzy przewodniczący Platformy Obywatelskiej całkowicie zmienił jednak narrację.

- „Sytuacja na granicy jest trudna. Każdej doby jest kilkaset prób pokonania tej granicy. To nie są uchodźcy, to coraz rzadziej są migranci, biedne rodziny szukające pomocy. W 80 przypadkach na 100 mamy do czynienia ze zorganizowanymi grupami młodych mężczyzn, 18-30 lat, bardzo agresywnych”

- mówił premier w czasie dzisiejszej konferencji prasowej.