Po wybuchu Powstania Warszawskiego Hitler wydał jednoznaczny rozkaz. Nakazał zrównać Warszawę z ziemią i wymordować wszystkich mieszkańców. Ten rozkaz zmieniono dopiero 12 sierpnia, kiedy okazało się, że hitlerowskie Niemcy nie mogą pozwolić sobie na stratę siły roboczej. Zbrodnie na cywilach trwały od początku Powstania, ale masowa eksterminacja rozpoczęła się 5 sierpnia od warszawskiej Woli, gdzie zginęło przynajmniej 40 tys. osób. Z rodziną mieszkał tam wówczas siedmioletni Stanisław Kicman, któremu cudem udało się uniknąć śmierci.

Ojciec ks. Kicmana walczył w Powstaniu. W mieszkaniu został z mamą i babcią. Przez firankę obserwował, co działo się na ulicy. Te obrazy zostały w nim do końca życia. Pamięta, jak 4 i 5 sierpnia ludzie uciekali i wzywali do tego samego innych alarmując, że Niemcy wszystkich mordują. 5 lub 6 sierpnia do domu dotarła wiadomość o rozstrzelaniu redemptorystów na Karolkowej. Rodzina postanowiła jednak zostać w mieszkaniu. Udało się im przetrwać do 8 sierpnia, przeżywając czas największego ludobójstwa.

8 sierpnia rano do domu weszli Niemcy i kazali się przygotować do wyprowadzki. Wrócili wczesnym popołudniem i wyprowadzili wszystkich przed dom. Wtedy ks. Kicman zobaczył jedną z najstraszniejszych rzeczy zapamiętanych z wojny.

- „Słyszymy strzał, otwiera się okno na 3. piętrze, Niemiec wyrzuca przez okno mojego młodszego kolegę. On pada dosłownie pod nasze nogi na bruk. Chwila drgawek i dzieciak umiera. To był bardzo wielki wstrząs dla mnie. Ten kolega już nie żyje. A leży obok mnie…”

- opowiadał przed laty Annie Druś w wywiadzie udzielonym dla portalu Stacja7.

Później podpalono dom i przeprowadzono więźniów do kościoła św. Wojciecha. Tam miał miejsce kolejny dramatyczny moment.

- „Kazano nam uklęknąć na trawniku. Tak się złożyło, że z mamą stanowiliśmy początek tej grupy. Widziałem usadowionych we wnękach muru kościoła niemieckich żołnierzy gotowych do strzału z RKM-u. Kazano nam trzymać ręce do góry. Moja babcia obok trzymała w lewym ręku różaniec, do dziś mam przed oczami, jak ona przesuwa paciorki i bezgłośnie, nieustannie szepcze modlitwę. Moja mama w tym czasie chciała mnie przytulić, mimo tych wzniesionych do góry rąk. Tylko się do mnie bardzo przybliżyła. Chciała mówić modlitwę, ale z tego stresu zapomniała słów, więc w kółko powtarzała tylko dwa słowa: Zdrowaś Mario, Zdrowaś Mario. Do dziś słyszę to Zdrowaś Mario szeptane przez nią”

- wspominał.

- „Gdy w pewnym momencie przechadzający się obok żołnierz coś zrobił przy zamku, jakiś ruch – mama pomyślała, że to już, że zacznie do nas strzelać. Opuściła więc lewą rękę, przygarnęła mnie do siebie i powiedziała: zamknij oczy, nie będzie bolało”

- dodał.

To jednak nie był koniec. Po trzech godzinach ludzi wpędzono do kościoła. Rano uformowano kolumnę i przeprowadzono do Pruszkowa, a stamtąd, wagonem bydlęcym, ks. Kicman trafił do obozu Bergen Belsen.

Niedługo przed śmiercią ks. Stanisław gościł w programie „Wideoczat z historią”. Padło wówczas pytanie o wybaczenie oprawcom.

- „W sercu mogę powiedzieć, że na pewno bym się nie mścił, na pewno przebaczyłem, ale nie zapomnę. Gdybym zapomniał, zgubiłbym własną tożsamość”

- mówił.

Ks. Stanisław Kicman zmarł 16 kwietnia 2021 roku. Miał 83 lata.