Wirtualna Polska ujawniła, że wiceszef resortu sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński pojechał na wakacje do Słowenii służbową limuzyną i „dwukrotnie zatankował pojazd, płacąc służbową kartą”. Samochód i karta były własnością Polskiego Ośrodka Rozwoju Technologii, w którym polityk Lewicy pracował przed objęciem funkcji w rządzie. Po publikacji Ciążyński podał się do dymisji i tłumaczył, iż… „nie miał wiedzy, że nie może tak uczynić”.

Zdarzenie to miało jeszcze bardziej podnieść i tak już wysoką temperaturę w rządzącej koalicji. Kiedy politycy Lewicy przekonują, że cała sprawa jedynie stała się dowodem wysokich standardów w rządzie, politycy PO mają być wściekli na koalicjantów.

- „Oczywiście ktoś może powiedzieć, że Donald teraz pokazał się jako dobry car, który utrąca złego bojara i w tym sensie jest to dla niego na plus, bo pokazuje zupełnie inne standardy niż te, które obowiązywały za czasów PiS. Jednak znając go, jest pewnie wkurzony, że się musi zajmować gościem, którego być może nie widział nawet na oczy. Kogo oni nam wciskają?”

- pyta w rozmowie z Onetem jeden z polityków PO.