Najpewniej petycją od proszącego o anonimowość obywatela senacka komisja zajmie się już we wrześniu.

- „Doświadczenia niemieckie jasno pokazują, że taki model finansowania nie tylko efektywnie zasila fundusze poszczególnych związków wyznaniowych, zapewniając im stabilność finansową i możliwość realizacji ich misji. Co równie ważne, mechanizm ten stanowi precyzyjny wyznacznik faktycznej liczby wyznawców danego związku. W Niemczech każdy, kto nie chce płacić podatku kościelnego, musi formalnie wystąpić z Kościoła lub zadeklarować brak przynależności do jakiegokolwiek związku wyznaniowego. To proste i klarowne rozwiązanie eliminuje domysły i niejasności dotyczące rzeczywistego poparcia dla poszczególnych Kościołów i wspólnot”

- napisał autor petycji.

- „Przekłada się to na transparentne dane, które są nieocenione zarówno dla samych związków wyznaniowych, jak i dla państwa, planującego politykę społeczną i kulturalną”

- dodał.

Przekonuje też, że odejście od obecnego, opartego głównie o dobrowolne datki finansowania Kościoła na rzecz podatku kościelnego „minimalizuje ryzyko nadużyć i zwiększa zaufanie społeczne do sposobu finansowania Kościołów”.

Autor zaproponował, by podatek kościelny wynosił 8 proc. podatku dochodowego i był pobierany z wynagrodzenia otrzymywanego w ramach umowy o pracę, umowy zlecenia czy umowy o dzieło. Wedle wyliczeń cytowanego przez „Gazetę Wyborczą” Piotra Juszczyka, głównego doradcy podatkowego InFakt, jeżeli podatek byłby odciągany od pensji brutto, osoba zarabiająca 5 tys. zł musiałaby zapłacić 400 zł podatku kościelnego.

W Niemczech jednak, na których chce się wzorować autor petycji, podatek kościelny jest odliczany od podatku dochodowego, a nie od dochodu. Wedle wyliczeń Piotra Juszczyka, w przypadku pobierania podatku kościelnego od podatku pobranego z wynagrodzenia, w przypadku osoby zarabiającej 5 tys. zł wyniósłby on 15,04 zł.

Ks. Sowa: Taki podatek zrobiłby więcej złego niż dobrego

W rozmowie z „Wyborczą” pomysł skomentował ks. Kazimierz Sowa, który zwrócił uwagę, że takim rozwiązaniem nie byłaby zainteresowana ani strona państwowa, ani kościelna.

- „Dla Kościoła zrobiłby on więcej złego niż dobrego, bo wiara byłaby traktowana jako rodzaj usługi przedpłaconej, co zachwiałoby traktowaniem kwestii religijnych jako wartości duchowej. Dla misji Kościoła nie byłoby to po prostu dobre”

- wyjaśnia popularny w liberalno-lewicowych środowiskach duchowny.

- „A państwo nie zgodzi się na taki podatek, ponieważ - paradoksalnie - byłoby to jeszcze większe związanie Kościoła z instytucją państwową, niż jest dzisiaj. Państwo stałoby się rodzajem pośrednika, tak jak to jest dziś w Niemczech, z dostępem do danych z ksiąg parafialnych”

- dodaje.

Duchowny ocenił, że po przyjęciu takiego rozwiązania „mielibyśmy nie tyle sojusz ołtarza z tronem, ile ołtarza z urzędem skarbowym”.

Jednocześnie ks. Sowa podkreśla, że „jakieś nowe rozwiązanie kwestii pieniędzy Kościoła i pieniędzy w Kościele musi zostać opracowane i przyjęte”.