Rosyjskie natarcie, określane przez analityków mianem „głowy królika”, skierowane w stronę Dobropola (Dobropilli), znalazło się w poważnym kryzysie. Ukraińcy najpierw przecięli „uszy” tego występu, rozbijając siły rosyjskie na dwa mniejsze zgrupowania. Następnie odcięli także samą „głowę”, tworząc trzeci i największy kocioł.

Dla rosyjskich oddziałów oznacza to narastające trudności z dostawami żywności, amunicji i ewakuacją rannych. Według źródeł wojskowych sytuacja może wymusić na nich kapitulację.

Ukraińskie kontruderzenie opierało się w dużej mierze na działaniach bezzałogowców. To właśnie drony miały otworzyć korytarze w rosyjskich pozycjach, uniemożliwiając przeciwnikowi swobodne manewry i przerzut posiłków. Choć na mapach analityków jako w pełni zamknięty wskazano tylko kocioł w rejonie wsi Kuczeriw Jar, to w praktyce rosyjscy żołnierze w innych punktach także nie mają możliwości bezpiecznego poruszania się.

Nie wybiegajmy tak daleko w przód. Jest kilka miejsc, w których Rosjanie są dobrze obecni. Zobaczymy, czy zdołają się stamtąd wydostać – powiedział w rozmowie z ukraińskim 24 Kanałem rzecznik Zgrupowania Operacyjno-Strategicznego „Dniepr” Wiktor Trehubow.

Sytuacja na froncie wciąż pozostaje dynamiczna. Rosjanie przerzucają w rejon walk 155. Brygadę Piechoty Morskiej oraz jednostki wojsk desantowo-szturmowych, które mają wesprzeć próbę przebicia się przez ukraińskie linie od strony wsi Małyniwka.

Los Pokrowska i całej operacji zależy teraz od tego, czy siłom rosyjskim uda się odblokować swoje okrążone oddziały, czy też Ukraińcy domkną pierścień i przechwycą inicjatywę w regionie.