Była to pierwsza wizyta monarchini z Londynu w Rzeczpospolitej Polskiej. Bardzo ważna była ona dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który objął funkcję prezydenta cztery miesiące wcześniej w grudniu 1995 roku, w atmosferze protestów młodzieżowych grup antykomunistycznych. Ówczesnego polityka lewicy postkomunistycznej atakowano wówczas za fałszywe podawanie w czasie kampanii wyborczej wyższego wykształcenia. Dlatego Kwaśniewski razem ze swoją żoną Jolantą chcieli wyraźnie ogrzać się w cieple prestiżu monarchini, która rządziła wtedy już 44 lata.
Orszak królowej mógł budzić zazdrość nawet u najwytrawniejszych speców od splendoru monarchów Europy. Elżbiecie II towarzyszyło 40 osób, w tym ówczesny szef dyplomacji brytyjskiej Malcolm Rifkind. W królewskiej ekipie znajdowały się damy dworu, specjalny lekarz, wyspecjalizowane stylistki i nawet osobisty fryzjer.
Królowa w myśl bardzo drobiazgowych ustaleń złożyła wieńce na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie oraz odwiedziła warszawski Umschlagplatz – miejsce deportacji Żydów z warszawskiego getta to obozów zagłady. Władczyni odwiedziła też warszawską Starówkę, nie unikając kurtuazyjnych rozmów z przypadkowo napotkanymi anglojęzycznymi Warszawiakami.
Pierwszy dzień wizyty zakończył oficjalny obiad w pałacu prezydenckim, który zakończył się towarzyskim zgrzytem. Jolanta Kwaśniewska wystąpiła w mocno wydekoltowanej sukni. Na dodatek kończącej się ponad kolanami. Sprawiło to wrażenie dosyć nachalnego demonstrowania wdzięków wciąż dość atrakcyjnej, 41-letniej wówczas żony prezydenta. Było to niestosowne w obecności 70-letniej monarchini.
Drugi dzień wizyty pobytu zaznaczył się najważniejszym akcentem politycznym wizyty. Królowa wystąpiła przed połączonymi izbami polskiego parlamentu. Niektórzy posłowie oczekiwali od gościa z Londynu jakiejś formy przeprosin ze strony Wielkiej Brytanii za zdradę wolnej Polski przez Winstona Churchilla na konferencjach w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Nadzieje te spełniły się tylko częściowo.
Królowa przypomniała bogate kontakty dynastyczne między Polską i Anglią, przypominając postać angielskiego króla Kanuta, który był synem Brunhildy córki Mieszka I i Dobrawy i panował w latach 1016-1035. Odnosząc się do II wojny światowej, Elżbieta pośrednio podziękowała za pomoc polskich żołnierzy na czele z lotnikami w najgorszych latach 1940-1942. Jak stwierdziła: „Kto wie, czy płomień wolności nie zostałby zduszony, gdyby w tamtych dniach nie stała przy nas Polska”. Przeprosin za zdradę teherańską czy jałtańską polscy parlamentarzyści się nie doczekali. Te bolesne dla Polaków wydarzenia gość z Anglii skwitował następująco: „Wojna nas połączyła, ale potem podzieliła, bo rok 1945 nie wszystkim przyniósł wolność. Tym bardziej więc cieszyliśmy się z odzyskania przez Polskę pełnej suwerenności i z podjętej przez was decyzji ubiegania się członkowsko w europejskich i zachodnich instytucjach. (...) Polska potrzebuje Europy. Ale także Europa potrzebuje Polski. Już po polsku brytyjska królowa wplotła polskie słowa: „Żeby Polska był Polską”.
Kolejnym zgrzytem dyplomatycznym było pominięcie przez królową w przemówieniu sejmowym bardzo istotnego zdania. Brzmiało ono: „Nigdy nie będziemy też mogli zapomnieć cierpień narodu polskiego w czasach okupacji hitlerowskiej, ani strasznego losu Żydów polskich”. Zdanie to pojawiło się w tekstach sejmowego przemówienia królowej wysłanego do części dziennikarzy. Chcąc uniknąć skandalu, rzecznik pałacu Buckingham Charles Anson pospieszył z zapewnieniami, że akapit ten nie znalazł się w wystąpieniu monarchini wyłącznie wskutek pomyłki. Charles Anson bardzo solennie zaznaczył, że królowa Elżbieta wykazuje się pełną świadomością skali cierpień narodu polskiego w czasie ostatniej wojny i tragicznego losu społeczności żydowskiej żyjącej na polskich ziemiach.
Królowa brytyjska mając świadomość skali kontrowersji wokół objęcia władzy przez nowego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego wywodzącego się z dawnej partii komunistycznej postanowiła wykonać też gest wobec byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Monarchini przyjęła niegdysiejszego najsłynniejszego elektryka świata w Belwederze, który był jej siedzibą w czasie wizyty. Wtedy też niegdysiejszy szef „Solidarności” wygłosił całkiem ciekawą opinię o zbawiennej roli monarchów w systemach demokratycznych, którzy wobec często partykularnych zachowań polityków zmieniających się w trakcie kolejnych kampanii wyborczych stają się cennym punktem odniesienia, stabilizującym życie polityczne kraju.
26 marca 1996 roku królowa odwzajemniła się za kolację z poprzedniego dnia w pałacu prezydenckim – eleganckim lunchem w hotelu „Bristol” dla przedstawicieli polskiej polityki oraz świata kultury i nauki. Wścibscy reporterzy dotarli do menu posiłku, który akcentował dania z kuchni brytyjskiej. Z tego powodu główne role w dramaturgii potraw odgrywał wędzony szkocki łosoś w sosie koperkowym oraz pieczeń ze szkockiego udźca jagnięcego w tradycyjnym dla wyspiarzy sosie miętowym. Jak tłumaczyli znawcy kuchni, towarzyszące łososiowi i jagnięcinie ziemniaki „dariole” to sposób pieczenia kartofli uformowanych na kształt małych beczułek lub walców. Z kolei aluzją do faktu, że królowa Elżbieta jest głową państwa Kanady był mus przyrządzony na bazie kanadyjskiego syropu klonowego.
Ostatnim akcentem wizyty było złożenie przez Elżbietę II wieńców pod pomnikiem lotników RAF, którzy zginęli w lotach z bronią dla powstańców warszawskich w sierpniu 1944 roku. Przed odlotem królowa odwiedziła jeszcze Kraków, gdzie złożyła w Katedrze Wawelskiej wieniec na grobowcu generała Sikorskiego oraz marszałka Józefa Piłsudskiego.
Wizyta została przyjęta z ogromną życzliwością przez wszystkie strony polskiej sceny politycznej. Postkomunistycznej lewicy imponowało, że gospodarzem przyjmującym królową był ich nieformalny lider Aleksander Kwaśniewski. Prawa strona z kolei była pod urokiem splendoru brytyjskiej monarchii. Być może dlatego wizyta ta przeszła w Sejmie do politycznej legendy.
Piotr Semka