Portal ITHardware.pl zajmuje się głównie światem komputerów, ale właśnie na tej nie kojarzącej się ze sporami światopoglądowymi stronie natrafiłem na niezwykle ciekawą opowieść o problemach wytwórni filmowej Amazon MGM Studios, które jest zapleczem filmowego portalu wchodzącego w skład koncernu najbardziej znanego z zakupów w sieci. Oto – jak pisze portal – Amazon rezygnuje z dalszej produkcji cyklu fantasy „Koła czasu”. Premiera pierwszego sezonu serialu opartego na znanej powieści Roberta Jordana rozpoczęła się od sukcesu. Trzy pierwsze odcinki odnotowały imponującą liczbę 1163 miliardów obejrzanych minut na całym świecie. Problem w tym, że fani fantasy, którzy w większości dobrze znali powieściowy pierwowzór serialu, szybko zaczęli odkrywać, że wyraźnie różni się od literackiego pierwowzoru. Rzucało się w oczy ideologiczne przekształcenie w stylu ideologii LGTB, który tworzył z serialu nośnik propagandowy propagujący queerową agendę w sposób celowy i systematyczny. Reżyser filmu Rafe Jutkins celowo przekształcił relację między dwoma istotnymi postaciami powieści – Moiraine i Siuan, kreując ich na parę w związku homoseksualnym, choć w oryginale nie ma na ten temat nawet najmniejszej sugestii. Jutkins wyjaśniał, że to było konieczne dla zrozumienia „kontekstu”, którym operuje współczesny odbiorca. Twórca cyklu zbudował nawet mętną teorię, że książki Jordana zawierać miały rzekomo „zakodowane queerowe wątki”. Jutkins mógł sobie pozwolić na takie insynuacje z całkowitym spokojem. Robert Jordan, znany amerykański pisarz fantasy zmarł w 2007 i nie jest już w stanie protestować przeciwko takim interpretacjom.
Na szczęście zaprotestowali widzowie, którzy zagłosowali za pomocą szumu wyłączanych pilotów. I w rezultacie Amazon MGM Studios oficjalnie zakończyło realizację serii powołując się na kwestie finansowe. Starannie przemilczano skalę protestów wiernych czytelników prozy Roberta Jordana przeciwko tak nachalnemu i bezceremonialnemu wypaczaniu oryginału. Twórcy serialu bronią się, że wszyscy reżyserzy w mniejszy lub większy sposób dokonują modyfikacji oryginalnych dzieł, na podstawie których powstają filmy. Autor opowieści o perypetiach „Koła czasu” Paweł Czajkowski pisze: „To kolejny przykład porażki, gdzie wielkie platformy próbowały podporządkować znane marki przekazowi ideologicznemu, często wbrew intencjom ich twórców. Serial pokazuje, że fanów nie da się zignorować, a wierność źródłu pozostaje wartością nadrzędną w adaptacjach kultowych dzieł”. Od siebie mogę zadać tylko jeszcze jedno pytanie: dlaczego taka ideologizacja działań wielkich wytwórni filmowych odbywa się przy całkowitym braku transparentności. Szefowie wielkich kanałów telewizyjnych nie deklarują wprost, że uznają filmy za nośniki ideologii queer lub LGTB. Wszystko wychodzi na jaw dopiero gdy takie filmy docierają do odbiorców. I na szczęście to sami widzowie potrafią odwrócić się do takich eksperymentów plecami. Na szczęście czynnik ekonomiczny jest silniejszy niż neomarksistowskie utopie.
Piotr Semka