Charakterystyczne były słowa byłego ambasadora RP w Waszyngtonie Marka Magierowskiego: „Wydaje się, że narzekanie na słabą angielszczyznę prezydenta Karola Nawrockiego można już oficjalnie zbyć puknięciem się w czoło”. Nawrocki bardzo swobodnie posługiwał się angielszczyzną w czasie wspólnej konferencji z Trumpem. Co więcej, doskonale pasował do dosyć bezpośredniego stylu bycia amerykańskiego przywódcy.
W kwestii agendy politycznej uzyskał bardzo ważną obietnicę nie zmniejszania obecności US Army w Polsce. Z perspektywą nawet jej zwiększenia. Nawrocki w wywiadzie dla telewizji WPolsce24 mówił: „Wracamy do pomysłu Fort Trump. Widać, że ten pomysł dźwięczy gdzieś w piersi prezydenta Trumpa i nic dziwnego, bo jest po prostu dobry”. Druga, równie ważna informacja ze szczytu, to zaproszenie polskiego prezydenta w charakterze obserwatora na szczyt G20, który przygotowuje amerykański gospodarz na Florydzie w przyszłym roku. Takie zaproszenia są uważnie analizowane w innych stolicach. I takie znaczenie miała też cała wizyta, w trakcie której Trump wyraźnie dbał o kurtuazyjne gesty, jak choćby przelot samolotów F35 nad Białym Domem w momencie witania swego polskiego gościa. Ale Nawrockiemu sprzyjało też szczęście. Ze swoją wizytą wpasował się w moment ochłodzenia na linii Waszyngton – Moskwa, który umieścił w znacznie korzystniejszym kontekście ostrzeżenia przed Putinem w wykonaniu przybysza z Warszawy. Nawrocki dobrze rozumie sposób myślenia Trumpa, który swój stosunek do europejskich partnerów opiera na zasadzie wzajemności. Dlatego można było przewidzieć, że wzmianki amerykańskiego prezydenta o redukcji obecności wojsk amerykańskich w Europie nie muszą dotyczyć akurat Polski. Ale w polityce ważne jest stawianie kropki nad „i” i dlatego deklaracja przywódcy USA w sprawie trwałej obecności amerykańskich żołnierzy na polskiej ziemi to wyraźne ostrzeżenie dla Putina, by nie myślał o żadnych dalszych awanturach w naszej części Europy. Nawrockiemu opłaciło się też zaproszenie przed wizytą do Warszawy przywódców państw bałtyckich i Danii. W tym sensie prezentował on głos grupy państw, które stoją wobec rosyjskiego bezpośredniego zagrożenia.
Na tle zdecydowanego sukcesu polskiego prezydenta w Białym Domu jeszcze żałośniej zaprezentowały się nieprzychylne demonstracje ekipy Tuska. Próby wręczania Nawrockiemu instrukcji na temat tergo, co może, a czego nie może mówić w Waszyngtonie czy nieobecność polskiego p.o. ambasadora w USA Bohdana Klicha zadziałały na niekorzyść koalicji 13 grudnia. Sam Nawrocki zresztą bardzo taktownie wybrnął z pytań o nieobecność Klicha na lotnisku. „Jakoś sobie emocjonalnie z tym faktem poradzę” – odpowiedział wyluzowany prezydent. I jeszcze jedno. Nawrocki pokazał w stolicy USA bardzo dobry i fachowy team, który wspomagał go przed i w trakcie wizyty. Trójka polityków: Marcin Przydacz, Sławomir Cenckiewicz i Adam Bielan zaprezentowała się z dobrej strony. Wyprawa do Ameryki była dobrą puentą pierwszego miesiąca urzędowania prezydenta Karola Nawrockiego.