Po ukończeniu szkoły średniej poszłam na studia. Jednak Bóg nie dawał za wygraną. Nie był zadowolony z powodu mojej „umiarkowanej” wiary. Jezus chciał być na pierwszym miejscu w moim życiu. Pragnął głębszej relacji ze mną.

Nie byłam zadowolona z powodu stylu życia, jakim żyłam. Zaczęłam szukać Boga. Przyjaciele zadawali mi mnóstwo pytań związanych z wiarą katolicką. Teraz jestem im za to wdzięczna ponieważ dzięki temu na poważnie zaczęłam traktować wyznawaną wiarę. W ten sposób otworzył się nowy rozdział w moim życiu.

Byłam członkiem duszpasterstwa akademickiego na uniwersytecie stanowym w Michigan. Brałam udział w rekolekcjach, codziennie uczestniczyłam we mszy świętej, czytałam Pismo Święte i poznałam wielu przyjaciół, którzy są katolikami. Pewnego dnia moja przyjaciółka zadała mi to pytanie: „Czy rozeznałaś swoje życiowe powołanie? Każda dobra katoliczka prosi Boga o to, czego od niej pragnie i jaką wyznaczył jej drogę życiową”. Słowa mojej koleżanki stały się ziarnem, które potem wydało obfity plon.

Nigdy nie myślałam o moim powołaniu. Zakładałam, że pewnego dnia wyjdę za mąż i będę miała dzieci. Jednak kiedy chodziłam na randki z chłopakami to w głębi serca czułam, że coś jest nie tak. Miałam wrażenie, że moje serce zdobył ktoś inny. Z tego powodu każda relacja, jaką zawierałam z mężczyznami, na których patrzyłam jak na potencjalnych kandydatów na męża, kończyła się rozstaniem.

Innym razem kolega powiedział mi, że Bóg na modlitwie objawił mu, że mam powołanie do zakonu. Ucieszyłam się kiedy to usłyszałam. Nie mogłam w to uwierzyć, że moją drogą życiową jest życie zakonne. Jednocześnie byłam przestraszona, myśląc sobie o tym, co to będzie dla mnie oznaczać.

Potem udałam się na misje jako misjonarka świecka na rok do Colorado Springs. Tam powiedziałam Bogu: „W porządku Panie Boże. Masz rok, aby pokazać mi, czy chcesz, abym w przyszłości została zakonnicą”. Uświadomiłam sobie, że kiedy dajemy Bogu nieco miejsca w naszym życiu to hojnie nam to wynagradza i czyni wspaniałe rzeczy w naszym życiu. Jezus zaczął działać w moim sercu. Odwiedziłam kilka klasztorów. Potem pojechałam się na misje do Boliwii. Pełniłam posługę misyjną wraz z siostrami salezjankami. Przez jakiś czas mieszkałam z nimi w klasztorze. Podziwiałam ich posługę i oddanie się Bogu. Jednak w głębi serca czułam, że życie zakonne nie jest moim powołaniem. Moje serce było niespokojne.

Po powrocie do USA uczęszczałam na zajęcia w Instytucie św. Jana Pawła II w Waszyngtonie. Tam poznałam wspaniałą kobietę, która jest dziewicą konsekrowaną. Potem stała się moją przyjaciółką. Pociągało mnie jej życie i chciałam dowiedzieć się, co oznacza być oblubienicą Jezusa Chrystusa. Ubierała się skromnie, ale była całkowitym przeciwieństwem od innych kobiet. Promieniowała od niej radość, jakiej świat nie zna, a jej źródłem była przynależność do Jezusa. Była świecką katechetką. Życie z Jezusem porównywała do życia z małżonkiem na ziemi. Opowiadała mi o swojej relacji z Bogiem, radości i wolności, jakiej doświadcza z tego, że należy całkowicie do Stwórcy. Była zawsze gotowa wypełnić to, o co prosił ją Jezus. Miałam wrażenie, że jest kobietą zakochaną w Bogu. Pomyślałam sobie: „Czy naprawdę jest to możliwe, aby ktoś doświadczył takiej miłości do Boga?”. Im więcej z nią przebywałam to tym bardziej byłam przekonana, że jest to możliwe. Moje pragnienie małżeństwa z mężczyzną zamieniło się w chęć zawarcia małżeństwa z Jezusem.

Przy pomocy tej dziewicy konsekrowanej i duchowego przewodnika ks. Juan'a rozpoczęłam proces rozeznania powołania do dziewictwa konsekrowanego. To nie była łatwa droga. Codziennie miałam obawy kiedy myślałam sobie, co to będzie dla mnie oznaczać w przyszłości. Jednocześnie miałam w sercu prawdziwą radość i pokój. Moje zaufanie do Boga rosło, a miłość do Jezusa pogłębiała się. Chciałam spędzać jak najwięcej czasu z Bogiem i nieść pomoc innym. Rozeznając to powołanie do dziewictwa konsekrowanego po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie kim miałam być. Wyrzekłam się małżeństwa z mężczyzną i wybrałam małżeństwo z Jezusem. W ten sposób otworzyłam się na łaskę duchowego macierzyństwa, jakiej wcześniej nie znałam. Bóg chciał, abym została duchową matką Jego dzieci, aby po śmierci dostały się do Nieba.

W 2011 roku złożyłam prośbę do księdza biskupa o konsekrację. 8 lat później pewnego dnia w listopadzie 2019 roku szłam wzdłuż nawy głównej w katedrze, mając na sobie suknię ślubną. Ksiądz biskup uroczyście konsekrował mnie. W ten sposób zostałam oblubienicą Jezusa na zawsze. Dziękuję Bogu za to, że jestem małżonką Jezusa nie tylko w tym życiu, ale również na całą wieczność.

Dziękuję Ci Jezu.

Dawn Hausmann

Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak

Źródło:https://www.dioceseoflansing.org/news/read-being-bride-christ-dawn-hausmann