Papież Leon został zapytany o Kościół w Niemczech podczas swojej podróży powrotnej z Libanu do Rzymu. Jak wiadomo, sytuacja jest tam bardzo napięta, a wszystko przez proces głęboko rewolucyjnych zmian zwany Drogą Synodalną. Za chwilę zresztą napiszę o tym więcej, ale skupmy się jeszcze przez moment na papieżu. Ojciec Święty powiedział, że jest przekonany, iż wszystko skończy się dobrze i Niemcy będą pamiętali, że są częścią Kościoła powszechnego. Wskazał jednak na konieczność uwzględnienia głosu tych, którzy, jak mówił, nie mają swojej „instytucjonalnej” reprezentacji. O kim mowa? O konserwatystach. W Niemczech wszystkie duże kościelne instytucje są zdominowane przez skrzydło progresywne. Oni rządzą, oni rozdają karty. Papież upomniał się zatem o to, by dominująca liberalna większość brała pod uwagę również inne stanowisko.

Ktoś mógłby powiedzieć: to w zasadzie rozwiązuje problem, papież niejako odbiera postępowcom legitymację do władzy i chce, żeby obie strony konfliktu wewnątrz Kościoła w Niemczech miały do powiedzenia tyle samo. Będzie więc dobrze, jak zapowiada sam Leon.

Niestety, sprawy są o wiele bardziej skomplikowane, a papieski „symetryzm” nie ma odniesienia do rzeczywistości.

Kościół katolicki w Niemczech liberalizuje się od wielu dekad. Już w latach 60. był jednym z najbardziej postępowych w skali świata. Na Soborze Watykańskim II wśród grupy progresywnej wielu było biskupów niemieckich. Kiedy już po Soborze papież Paweł VI ogłosił encyklikę „Humanae vitae”, to właśnie Niemcy wydali najbardziej rozbudowane stanowisko krytyczne – słynną „Deklarację z Königstein”. Ogłosili tam, że jeżeli komuś nie podoba się nauczanie Ojca Świętego, to w gruncie rzeczy… nie musi go przestrzegać. Chodziło wtedy o antykoncepcję, ale taka buntownicza postawa dotykała o wiele szerszej gamy tematów.

Papieże nie pozwalali Niemcom na to, by wprowadzali jakieś własne autorskie rozwiązania, tyle, że niewiele z tego wynikało. Na przykład w latach 90. trzech biskupów z Niemiec publicznie oświadczyło, że będą udzielać Komunii św. rozwodnikom w powtórnych związkach, wbrew stanowisku Watykanu. Rzym zainterweniował, biskupi wycofali swoje oświadczenie, ale… praktyka została.

Tak samo jest w wielu innych kwestiach: udziela się Komunii św. protestantom, przez lata błogosławiono pary tej samej płci, wywieszano w kościołach tęczowe flagi, kazania głosiły osoby świeckie… Jeżeli biskup był zdeterminowany, żeby przeprowadzać progresywne zmiany, ale jednocześnie „oficjalnie” ich nie ogłaszał – to nikt go nie niepokoił.

Sprawy przyspieszyły w roku 2019. Niemcy uznali, że we Franciszku mają swojego sojusznika. Rozpoczęli formalny proces reformistyczny – Drogę Synodalną, Der Synodale Weg. Na tej Drodze przyjęto już cały pakiet dokumentów, które zawierają konkretne postulaty – często kompletnie nie do zaakceptowania dla Kościoła powszechnego, jak na przykład w sprawie ideologii gender albo kobiet w relacji do sakramentu kapłaństwa. Niemcy nie wszystko wdrażają w życie – niektóre kwestie są zbyt poważne, jak choćby wspomniane kapłaństwo kobiet. Inne jednak realizują, nie bacząc na krytykę.

Krytyka wewnątrz kraju jest dość marginalna, ale istotna. Aktywnie Drodze Synodalnej sprzeciwia się trzech, może czterech biskupów – kardynał Rainer Maria Woelki z Kolonii oraz biskupi Rudolf Voderholzer z Ratyzbony i Stefan Oster z Pasawy. Do tego dochodzi jeszcze Gregor Maria Hanke z Eichstätt, ale przeszedł na przedwczesną emeryturę. Hierarchowie ci zgłaszają swoje wątpliwości w Watykanie, co ma swoje efekty: Rzym widzi realny opór, dostrzega ryzyko pęknięcia wewnętrznego, więc do pewnego stopnia interweniuje. Działa jednak tylko wtedy, kiedy chodzi o sprawy dotyczące całych Niemiec. Watykan sprzeciwia się na przykład ustanowieniu nowego ciała zarządzającego Kościołem w Niemczech, bo nie chce tego wspomnianych czterech biskupów. Takie ciało oczywiście i tak powstanie – ale na skutek sporu będzie miało mniejsze kompetencje, niż pierwotnie planowali progresiści.

Problem w tym, że biskupów konserwatywnych jest czterech – a centrystów lub progresistów 23. Jakby ci pierwsi się nie starali, wszystkiego nie zatrzymają. Papież może mówić o konieczności silniejszego wsłuchiwania się w ich głos, ale matematyka i realny układ sił jest po prostu przeciwko temu.

Co więcej, protesty Watykanu nie dotyczą też kwestii doktrynalnych i moralnych. Jeżeli jakiś biskup w ramach rewolucji synodalnej zaczyna głosić całkowicie błędne nauczanie na temat, na przykład, ekumenizmu czy homoseksualności – Rzym w ogóle nie reaguje.

Leon XIV upomina zatem Drogę Synodalną – ale nie wynika z tego zbyt wiele. Kościół katolicki w Niemczech konsekwentnie przeistacza się we wspólnotę opartą na założeniach dość istotnie odrębnych od tych, na których bazuje Kościół powszechny – i Kościół w Polsce. Nic nie wskazuje na to, by Ojciec Święty miał zerwać z koncyliacyjną polityką swojego poprzednika i zacząć się bardziej dobitnie domagać powrotu do katolickiej rzeczywistości.

Atomizacja doktrynalno-moralna katolicyzmu trwa.