Chodzi o islamizację, czyli stopniowe spychanie rdzennej europejskiej ludności na margines, a przejmowanie kontroli społecznej i politycznej przez muzułmanów. Proces ten jest już bardzo zaawansowany i nic nie wskazuje na to, by miał się zakończyć.

 

Żydzi rozumieją, że to dla nich poważny problem. Od wielu lat nasilają się w Europie nastroje antyżydowskie – głównie za sprawą głębokiej wrogości, jaką żywią dla polityki Izraela państwa arabskie. Wrogość do Żydów jest zresztą w islamie usankcjonowana religijnie, podobnie jak wrogość do chrześcijan. Dlatego islamizacja Europy to dla Żydów duże wyzwanie.

 

Kilka dni temu ze szczególnym apelem wystąpił Naftali Bennett, były premier Izraela, obecnie szef relatywnie niewielkiej partii „Nowa Prawica”. Polityk opublikował w sieci grafikę, która prezentuje wyliczenia dotyczące odsetka islamskich uczniów w szkołach w głównych miastach europejskich. Rzecz nie jest zaskakująca dla nikogo, kto śledzi tę problematykę, ale zestawienie tylu danych w jednym miejscu mimo wszystko daje do myślenia. W Brukseli muzułmanie to 52 proc. wszystkich uczniów, w Amsterdamie 43 proc., we Wiedniu 41 proc., w Londynie 37,5 proc., w Sztokholmie 35 proc., w Paryżu 29 proc., w Kopenhadze 28 proc., w Berlinie 23 procent, w Madrycie 14,5 proc., w Rzymie 9 procent. A to przecież tylko stolice państw - wiadomo, że w wielu dużych miastach niestołecznych sytuacja jest podobna, by wymienić choćby angielskie Birmingham, niemiecki Frankfurt czy francuską Marsylię. Bennett wyciąga z tego konkretny wniosek. Rosnąca liczba muzułmanów w Europie będzie wpływać na europejską politykę, która stanie się bardziej wroga wobec Izraela. Dlatego Izrael musi szukać nowych partnerów w takich dziedzinach jak bezpieczeństwo i handel, bo opieranie się na Europejczykach stanie się dla Żydów po prostu niebezpieczne. Trudno odmówić temu rozumowaniu logiki.

 

Mnie interesuje jednak inny problem. Co… z Polakami? Jesteśmy zanurzeni w strukturach europejskich – politycznie, społecznie i handlowo. Skala islamizacji naszej ojczyzny nie jest wysoka i pomimo wysiłków rządów Donalda Tuska niewiele wskazuje na to, by w najbliższych latach szybko to się zmieniło. „Muzułmanienie” Europy Zachodniej będzie mieć jednak duży wpływ również na nas. Ostatecznie islam nie jest wyłącznie antyżydowski; tak jak wcześniej wskazywałem – jest głęboko antychrześcijański. Nie trzeba odwoływać się do ekstremistycznego salafizmu czy wahabityzmu, aby to stwierdzić. Wystarczy otworzyć Koran. Liczne koraniczne wersety są głęboko wrogie wobec wyznawców Chrystusa, a sam Mahomet jest tam prezentowany jako ten, kto ma naprawić „błędy” chrześcijan. Ostateczną formą naprawy musi być oczywiście wymazanie chrześcijańskiej „herezji” i narzucenie wszystkim „prawdziwej wiary”, czyli islamu.

 

Muzułmanie nie pojawili się w Europie przez przypadek. Ich sprowadzanie jest częścią wielkiego, rewolucyjnego planu zniszczenia chrześcijańskiej cywilizacji. Już w przededniu ludobójczej rewolucji francuskiej 1789 roku oświeceniowi ateiści uważali, że pojawienie się w krajach Europy sporej liczby wyznawców Allaha byłoby pomocne z perspektywy realizacji ich celów. Ciekawie pisze o tym Xavier Martin w książce „Wolter niepoznany. Ukryte strony oświeceniowego humanizmu”; odsyłam tam czytelnika po szczegóły. Idea jest jednak zasadniczo prosta. Sprowadzenie do Europy muzułmanów miało sprawić, że powstanie paralelny, niejako konkurencyjny porządek aksjologiczny. To miało z kolei obalić roszczenie chrześcijaństwa do ideowego jedynowładztwa. Oświeceniowcy ostatecznie sięgnęli po inne metody, jak gilotyna; później przyszedł marksizm. Po II wojnie światowej wykorzystano jednak również ideologię imigracjonizmu. W wielu krajach Europy Zachodniej chrześcijanie stają się mniejszością – albo staną się nią wkrótce, jak pokazują statystyki przytoczone przez Bennetta.

 

Prędzej czy później polscy katolicy będą mieć do czynienia z nowym diabelstwem. Z zachodniej Europy będą przychodzić już nie tylko wzorce neopogańskie, aborcjonistyczne i tęczowe, ale również muzułmańskie. Być może w dłuższej perspektywie czasowej to właśnie te ostatnie staną się wręcz dominujące. Jak się przed tym bronić? Bennett chce, by jego kraj nawiązywał relacje na przykład z Indiami. Być może również Polska oraz inne kraje naszego regionu powinny coraz silniej uwzględnić to nowe zagrożenie, myśląc o kształcie naszych relacji zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Muzułmańskie Bruksela, Berlin i Paryż to nie będzie dobry partner do stabilnych relacji.

 

Autor jest publicystą portalu PCh24.pl