Tradycyjna, przedsoborowa liturgia ma w Kościele wysoce problematyczny status. Wydawałoby się, że powinna być w pełnej czci – to w końcu liturgia prawdziwie wielowiekowa, która wydała całe rzesze świętych. Jednak od czasów papieża Pawła VI jest na cenzurowanym. Najpierw niemal całkowicie zakazana, później warunkowo dopuszczona przez Jana Pawła II, wreszcie „uwolniona” za Benedykta XVI – i znowu nieomal zakazana przez papieża Franciszka. Zarówno jej gorący zwolennicy jak i zajadli przeciwnicy oczekują, że Leon XIV coś zrobi; pytanie tylko – co.

Z konkretnym, niejako strategicznym wskazaniem ujawnił się niedawno kardynał Blase Cupich, metropolita Chicago w USA. Cupich od lat uchodzi za prawdziwego „kingmakera” w Ameryce, uważa się, że bez jego zgody nikt nie może tam zostać biskupem. Miał bardzo dobre, bliskie relacje z papieżem Franciszkiem; to zarazem człowiek otwarcie sympatyzujący z obozem Demokratów. Kiedy Jorge Mario Bergoglio w 2021 roku ogłosił motu proprio „Traditionis custodes” ograniczające dostęp do tradycyjnej liturgii, nie trzeba było długo czekać na decyzje kardynała. Postanowił wdrożyć ten dokument w życie, utrudniając życie katolikom miłującym wielowiekowy ryt Mszy świętej. Teraz, jakby chcąc zasugerować Leonowi XIV drogę, jaką ten jego zdaniem powinien pójść, opublikował na temat liturgii krótki felieton. Na łamach „Chicago Catholic” zacytował słowa znanego amerykańskiego historyka Jaroslava Pelikana, na które lubił powoływać się również Franciszek: „Tradycja to żywa wiara umarłych, tradycjonalizm to martwa wiara żywych”. Według kardynała należy kontynuować reformę liturgiczną celem zwiększania zakresu partycypacji świeckich w liturgii, co miałoby być powrotem do prawdziwych, chrześcijańskich korzeni Mszy świętej, jakoby wypaczonych. Purpurat posunął się do stwierdzenia, zgodnie z którym na przestrzeni wieków doszło do „błędnego rozwoju, który przemienił Mszę ze wspólnotowego wydarzenia w bardziej klerykalny, złożony i dramatyczny spektakl”. Twierdzenia metropolity Chicago są w pełni zgodne z linią narracyjną wszystkich krytyków dawnej liturgii, choćby takich jak znany liturgista prof. Andrea Grillo, jeden z głównych „mózgów” stojących za „Traditionis custodes”. Według Grilla et consortes, dawna liturgia zanadto podkreśla wymiar „ofiary” i każe wiernym „biernie patrzeć” na „teatr jednego aktora”, czyli księdza, podczas gdy tak naprawdę Msza święta powinna wzbudzać wśród katolików doświadczenie wspólnotowej komunii.

Czy taką drogą pójdzie Leon XIV i będzie kontynuować lub nawet zaostrzać walkę, jaką liturgii przedsoborowej wydał papież Franciszek? Nie wiadomo. Kilka dni temu ogłoszono, że dojdzie do bardzo interesującego, przełomowego wydarzenia. Otóż od lat pod koniec października do Rzymu pielgrzymują tradycyjni katolicy w ramach tzw. „pielgrzymki Summorum pontificum”. Zwyczaj ten rozpoczęto za Benedykta XVI, by podziękować mu za „uwolnienie” dawnej liturgii. Zwykle pielgrzymka kończyła się odprawieniem Mszy trydenckiej w Bazylice św. Piotra. W ostatnich latach pontyfikatu Franciszka, właśnie po „Traditionis custodes”, było to już jednak niemożliwe – władze Bazyliki po prostu tego zabraniały. W tym roku sprawy wracają jednak na dawne tory. Pielgrzymi w dniu 25 października wezmą udział w tradycyjnej liturgii przy ołtarzu głównej nawy Bazyliki, a celebransem będzie nie kto inny, jak sam kardynał Raymond Leo Burke – rodak Leona XIV i jeden z najbardziej znanych w świecie orędowników Mszy Wszechczasów. Kilka tygodni wcześniej kardynał został przyjęty przez Leona XIV na audiencji i wydaje się, że zmiana (nie)porządku pielgrzymki to właśnie owoc tej rozmowy.

Niewykluczone zatem, że w sporze pomiędzy dwoma przeciwstawnymi wizjami liturgicznymi Leon XIV będzie bliższy tej, którą reprezentuje właśnie kard. Burke, a nie kard. Cupich. Na konkretne decyzje przyjdzie jeszcze poczekać, ale wiele wskazuje na to, że sprawy idą ku dobremu. Leon XIV, jeżeli zdecyduje się na szersze otwarcie możliwości sprawowania i uczestnictwa w dawnej Mszy świętej, może ostatecznie położyć kres niszczycielskiej wewnętrznej wojnie w Kościele. Wojnie, która nigdy nie powinna się wydarzyć – dotyczy w końcu tego, co najświętsze, czyli samej Eucharystii.

Autor jest publicystą portalu PCh24.pl