Werdykt ten warto potraktować niezwykle poważnie gdyż decyzja sędziego może być inspiracją dla dalszych akcji usuwania symboli religijnych z miejsc publicznych. Krzyże zaczęto wieszać w salach plenarnych polskich urzędów wojewódzkich po 1990 roku i nie odbywało się to na mocy żadnych przepisów. Po prostu w bardzo wielu instytucjach, szczególnie po wielu latach rządów PRL wieszano krucyfiksy jako wyraz przywrócenia zwyczajów sprzed epoki PRL i potwierdzenia – wydawało się wówczas niezmiennego – stanu powszechnej akceptacji dla krzyża jako symbolu pewnej cywilizacji moralnej i szacunku dla uczuć ogromnej części Polaków. Proces ten zaczął się cofać od początku XXI wieku gdy politycy Lewicy a potem także politycy Platformy Obywatelskiej zaczęli powoływać się również na ściśle nieokreślone pojęcie w przepisach „świeckości państwa” lub równie ogólnikowego „rozdziału kościoła od państwa”.
W przypadku procesu w Lublinie sędzia sądu rejonowego Lublin Zachód Bernard Domaradzki uznał, że oskarżyciele nie przedstawili przekonujących argumentów prawnych mogących wskazywać że zachowanie wojewody zawierało „znamiona zarzucanych mu przestępstw”. Wcześniej prokuratura dwukrotnie odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Bardzo charakterystyczna była opinia sędziego, że „urząd wojewódzki to nie kościół, a sala kolumnowa (urzędu wojewódzkiego) to nie ołtarz”.
Sędzia w swoim werdykcie skopiował argument, którego używają bardzo często antyklerykałowie. Sugerują oni, że symbole religijne mogą występować jedynie na terenie obiektu religijnego a przestrzeń publiczna nie tylko może, ale musi być od takich symboli wolna.
Jak mówił sędzia Domaradzki: „Nie ma żadnych regulacji dotyczących obecności symboli religijnych w urzędach państwowych”. Jak wskazał: „Krzyże pojawiły się, ale w okresie socjalizmu zniknęły. Zaczęły się pojawiać po roku 1989, ale również na zasadzie dowolności. Nikt nie uchwalił żadnej ustawy w tym względzie, nie wskazał czy symbole religijne mogą czy nie mogą być w urzędzie państwowym. Z tego względu wojewoda mógł polecić zdjęcie krzyża, podobnie jak były wojewoda Przemysław Czarnek mógł podjąć decyzję o przeniesieniu krzyża na jego zdaniem bardziej eksponowane miejsce”. Co jeszcze bardziej szokujące sędzia pozwolił sobie na jeszcze bardziej naznaczone osobistymi poglądami wypowiedzi. Np. mówił: „Religia, którą wyznają oskarżyciele, nie nakazuje wieszania krzyża w urzędach bo zgodnie z ewangelią Św. Mateusza »oddajcie co jest cesarskie cesarzowi a co Boże Bogu«”. Dodał jeszcze, że: „Chrześcijanie to nie Muzułmanie, uznają dwa odrębne byty – kościelny i państwowy”.
Obowiązkiem sędziego była ocena czy wojewoda złamał prawo czy nie. I w tym sensie miał prawo orzec, że skoro nie ma na temat wieszania krzyży w urzędach jasnego prawodawstwa to można odrzucić zarzut złamania prawa. Ale jego obowiązkiem było też odpowiedzenie na pytanie czy obecność krzyża w reprezentacyjnej sali urzędu wojewódzkiego jest zgodna z tzw. dobrem społecznym czy też nie.
Zamiast tego sędzia pozwoli sobie na własnoręczne przedstawienie swoich prywatnych opinii na temat świeckości państwa, naznaczonych zacietrzewieniem antyklerykalnym. Bo skoro przyjmuje on, że miejsce symboli religijnych jest tylko w kościele to tym samym ogranicza on prawa obywatelskie ludzi, którzy chcą np. jakiegoś symbolu religijnego w miejscu swojej pracy, bo czerpią z tego siłę lub uznają go za znak tożsamości kulturowej. Sędzia Domaradzki wdał się w rozważania, które ukazują jego osobiste poglądy a nie oddają stan prawny sprawy.
Jeśli reformy ministra Żurka będą skutkować coraz większym jego wpływem na skład stanu sędziowskiego można obawiać się, że wśród sędziów takie poglądy jakie wyznaje sędzia Domaradzki będą coraz częstsze. Trudno żeby nie niepokoiło to osób wierzących.
