Verfassungsblog, finansowany przez niemieckie instytucje publiczne, od lat jest jednym z narzędzi ideowej walki z konserwatywnymi rządami w Europie. Po wyborach prezydenckich w Polsce, w których zwyciężył kandydat popierany przez środowiska patriotyczne i Solidarność – Karol Nawrocki – na blogu ukazał się tekst profesorów Macieja Kisilowskiego i Anny Wojciuk. Autorzy piszą, że „ugoda konstytucyjna jest jedyną nadzieją Polski” i proponują model ustrojowy, w którym Senat miałby zostać zastąpiony izbą zdominowaną przez przedstawicieli dużych miast, a sędziowie byliby wybierani przy współudziale lokalnych polityków.
Według Lewandowskiego, takie pomysły to nic innego jak próba narzucenia Polsce niemieckiego wzorca federalizacji – kosztem jedności i spójności państwa. To swoista „landyzacja”, która mogłaby prowadzić do trwałego osłabienia roli władzy centralnej i rozbijania wspólnoty narodowej.
Lewandowski zauważa, że niemiecki Verfassungsblog jest poważnie traktowany w instytucjach europejskich – do tego stopnia, że Komisja Europejska nagrodziła go w 2020 r. za wkład w „dyskusję o praworządności”. Teksty z tego portalu bywały nawet przywoływane w orzecznictwie polskiego Sądu Najwyższego w sprawach dotyczących statusu sędziów powołanych po 2017 roku.
Problem polega na tym, że środowiska związane z Verfassungsblogiem nie ukrywają swojej ideologicznej agendy: liberałowie i lewica to w ich narracji „demokraci”, a konserwatyści – „populiści” i „autokraci”. Takie etykietowanie Polaków nie tylko obraża, ale i wpisuje się w szerszą politykę Niemiec wobec naszego kraju – politykę roszczeń i paternalizmu.
Publikacja niemieckich prawników, choć przedstawiana jako akademicki głos, w praktyce staje się elementem gry politycznej. Kiedy wprost sugeruje się, że Polska powinna zmienić konstytucję pod dyktando zachodnich „ekspertów”, trudno mówić o obiektywnej analizie. To oczywista próba ingerencji w sprawy wewnętrzne Polski, maskowana językiem prawa konstytucyjnego.
Bartosz Lewandowski ostrzega, że takie inicjatywy są groźne, poniważ nadają legitymację obcym ingerencjom w polską debatę polityczną i mogą być wykorzystywane w instytucjach międzynarodowych do wywierania presji na Warszawę. „To nie jest neutralna refleksja, lecz polityczny projekt mający rozbić spójność państwa” – wskazuje autor.