Jednak kraje Europy Wschodniej – zauważa z rozczarowaniem niemiecka gazeta – nie chcą już kupować niemieckiej broni. Jak wynika też z coraz liczniejszych badań, powód jest dość oczywisty – po sytuacji związanej z koszmarnie dwuznaczną polityką wobec Ukrainy Berlin stracił zaufanie dotychczasowych partnerów.

Zabiegi polegające na PR-wych sztuczkach zapewniających o niemieckim wsparciu dla Ukrainy po agresji Rosji były dobre na bardzo krótką metę i ratowały image polityków tylko na chwilę. Na dłużą metę efekty takich działań stają się dnia Niemiec dosłownie opłakane.

Wcześniej przez dość długi okres czasu wschodnioeuropejskie państwa NATO zaopatrywały się w broń z Niemiec. Obecnie wybierają przede wszystkim uzbrojenie ze Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej.

Niemcy są świadomi, że – czytamy – Polska „wkrótce będzie miała największe konwencjonalne siły zbrojne w Europie”. Po nieudolnej i zachowawczej w stosunku do Rosji polityce Berlina, to Polska staje się obecnie „kluczowym partnerem w polityce bezpieczeństwa” w tej części kontynentu.

Polska ponadto zrezygnowała z zakupu niemieckich czołgów Leopard i wybrała koreańskie K2.

Niemcy w tej sytuacji rozpaczliwie marzą o powrocie do dawnej świetności funkcjonowania tamtejszego przemysłu zbrojeniowego, jak chociażby przez zakłady KMW czy Rheinmetall, które jeszcze do niedawna były dobrze reprezentowane w Europie Środkowo-Wschodniej. Obecnie produkty z tych fabryk „nie znajdują się na warszawskiej liście zakupów” - ubolewa „Welt am Sonntag”

- Ponadto polska armia w perspektywie średnioterminowej pożegna się z niemieckimi systemami, takimi jak czołg Leopard 2. To kolejny cios dla niemieckiego przemysłu – czytamy.

Jaki jest główny powód rezygnacji z zakupu broni w niemieckich fabrykach? Otóż w ciągu 100 lat wojna na Ukrainie to już 3 konflikt zbrojny, w którym w jednej z głównych ról występują Niemcy. Dla obserwatorów zewnętrznych nie jest więc tajemnicą, że wcześniej czy później ta bezczelna polityka Belina musiała się skończyć osłabieniem Niemiec, tym bardziej, że pomimo bardzo rozwiniętej gospodarki jest to od czasu zakończenia II wojny światowej kraj okupowany i nie mogący samodzielnie podejmować decyzji militarnych, a na kolejnego Hitlera raczej w obecnych czasach nikt już nie pozwoli.

- Z powodu niechęci do udzielenia Ukrainie pomocy zbrojeniowej Berlin stracił zaufanie swoich partnerów – stwierdza gazeta.

- Co, pytają w Warszawie czy Wilnie, jeśli armia rosyjska przekroczy granicę na terenie Polski czy Litwy? Czy w takim razie kanclerz Olaf Scholz pozwoli przemysłowi na dostarczanie amunicji? - stawia retoryczne i chwytające się brzytwy pytanie gazeta, ponieważ wszyscy doskonale wiedzą, że Niemcy nie posiadają nawet fizycznej możliwości podzielenia się sprzętem wojskowym z partnerami – sami mają bardzo nikłe stany, a ich moce produkcyjne są szokująco niskie jak na kraj tak dobrze rozwinięty gospodarczo.

Jak podsumowuje „Welt am Sonntag”, kraje inne niż Polska w Europie Wschodniej także najprawdopodobniej „podążą za kursem natowskiej wagi ciężkiej, jaką jest Polska”. Estonia już zakupiła samobieżną haubicy K9 z Korei Południowej i zrezygnowała z niemieckiej Panzerhaubitze 2000.