Czy o tym myśleli polscy parlamentarzyści podczas kanonizacji?

Podczas każdej z papieskich pielgrzymek do Ojczyzny, a potem po odejściu Jana Pawła II do Domu Ojca, ale też w dniach jego beatyfikacji oraz kanonizacji, miliony Polaków doznawały wewnętrznego przemienienia. Wystarczyło jednak, by samolot z Papieżem na pokładzie zniknął za horyzontem, by upłynęło kilka dni od tych przeżyć, a już odzywały się różne medialne szczekaczki, aby zgasić w narodzie papieskiego ducha, zniszczyć rozpoczęte dzieło odnowy. Jeśli więc ktoś myślał, że dzięki papieskiej pielgrzymce zło traciło swoją siłę, bardzo się mylił, ponieważ armie posłusznych celebrytów i dziennikarzy (a lepiej powiedzieć: pracowników medialnych, by nie ubliżać temu skądinąd trudnemu i cennemu zawodowi) natychmiast wyruszały do walki z wyraźnym zadaniem zamazania wszystkiego tego, co Jan Paweł II zdołał rozjaśnić.

Wspominam o tym, ponieważ dzisiaj zbieramy owoce tej zorganizowanej walki z duchowością Polaków. Co najbardziej bolesne: Kościół z sojusznika kiedyś i przewodnika w walce z komunizmem, stał się dzisiaj „wrogiem” demokracji, a raczej tego, co się u nas demokracją nazywa. Tymczasem mało kto zauważył, że nośne hasła o tym, iż np. duchowni nie powinni mieszać się do polityki, posłużyły do faktycznej „palikotyzacji” umysłów wielu milionów Polaków, którzy uwierzyli w neobolszewickie brednie o dziejowej konieczności rozdziału Kościoła od państwa.

Jak Izraelici przez pustynię

Kiedy obserwuję to, co dzieje się obecnie w gmachu na Wiejskiej, jak niektórzy posłowie bluźnią krzyżowi wiszącemu w sali plenarnej, staje mi przed oczyma historia Narodu Wybranego, a zwłaszcza jego wędrówka przez pustynię do Ziemi Obiecanej. To i dziś niezwykle pouczająca opowieść. Co takiego wydarzyło się, że gdy tylko Mojżesz oddalił się, Izraelici ulepili sobie bożka i zamiast Bogu oddawali kult złotemu cielcowi?

W tamtych czasach nie było mediów, które zatruwałyby umysły wolnych Izraelitów. Można jednak przypuszczać, że pośród nich było wielu braci, którym w Egipcie żyło się lepiej niż innym, współpracujących z faraonem. Oni tak naprawdę nie tęsknili za Ziemią Obiecaną. Oni pracowali dalej dla swego dawnego chlebodawcy. Jednak najważniejszą przyczyną tęsknoty za dawnym życiem w niewoli był grzech. Wolność bowiem zrozumieli dość opacznie, pomyśleli, że teraz już wszystko im się należy, wszystko im wolno, poczuli się więc również wyzwoleni z Bożych przykazań.

Odnosząc tę sytuację do nas, należy stwierdzić, że wielu Polaków zachłysnęło się podobnym myśleniem jak Izraelici na pustyni. Dzisiaj święty dzień rodzinnego odpoczynku setki tysięcy osób spędzają w supermarketach i na bazarach. A że brakuje im pieniędzy na wiele rzeczy, które chcieliby mieć, więc mają dodatkowy argument za „powrotem do Egiptu”, bo przecież nie mieliśmy w PRL wolności, ale każdy (?) miał jakieś tam oszczędności, a na pewno jakąś pracę.

Widząc to przed laty, Jan Paweł II powiedział w Krakowie podczas uroczystości 600-lecia Wydziału Teologicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim (8 czerwca 1997 r. w kolegiacie św. Anny), że „wielki spór o człowieka u nas w Polsce wcale się nie zakończył wraz z upadkiem ideologii marksistowskiej. Spór o człowieka trwa w dalszym ciągu, a pod pewnym względem się nasilił. Formy degradacji osoby ludzkiej oraz wartości życia ludzkiego stały się bardziej subtelne, a tym samym bardziej niebezpieczne. Potrzeba dziś wielkiej czujności w tej dziedzinie”.

Polityka bez odniesienia do zasad

Abp Stanisław Wielgus powołując się na Jana Pawła II, ostrzega, że dzisiaj zło działa pod płaszczykiem dobra, mając do swojej dyspozycji trzy areopagi: parlamenty, uniwersytety oraz media. Parlamenty uchwalają niemoralne ustawy, uniwersytety tworzą nową definicję człowieka bez Boga, a media to wszystko eskalują, nagłaśniają, podają jako prawdę. Arcybiskup na potwierdzenie swojej tezy przywołał słowa angielskiego pisarza C. S. Lewisa, który powiedział, że „kiedyś diabeł miał utrudnioną pracę, bo musiał każdego z osobna kusić. Dzisiaj ma do dyspozycji wielkich pomocników, ma do dyspozycji media, które jego diabelskie idee przekazują milionom ludzi, zwłaszcza ludziom młodym, zatruwając ich świadomość”.

Media również na własny obraz kreują polityków: demokratycznie wybrani, mają zachowywać tzw. neutralność światopoglądową, wykazać się tolerancją dla wszystkich i dla każdego z osobna. Jan Paweł II oceniając takie uprawianie polityki, ostrzegał przed rysującą się groźbą sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, co może pozbawić życie społeczności trwałego punktu odniesienia, a tym samym zdolności rozpoznawania prawdy. Jak to przypomniał Ojciec Święty podczas wizyty w polskim Parlamencie (za encykliką Veritatis splendor), „jeśli nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Stąd prawdziwe uprawianie polityki musi być oparte na fundamencie moralnym. Jakże wymowne są tu słowa Jana Pawła II z adhortacji Christifideles laici: „Ani oskarżenia o karierowiczostwo, o kult władzy, o egoizm i korupcję, które nierzadko są kierowane pod adresem ludzi wchodzących w skład rządu, parlamentu, klasy panującej czy partii politycznej, ani dość rozpowszechniony pogląd, że polityka musi być terenem moralnego zagrożenia, bynajmniej nie usprawiedliwiają sceptycyzmu i nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych. I dalej Jan Paweł II dodaje: Sprawowanie władzy politycznej winno mieć za podstawę ducha służby, gdyż tylko on, w połączeniu z konieczną kompetencją i skutecznością działania, decyduje o tym, czy poczynania polityków są »jawne« i »czyste«, zgodnie z tym, czego – zresztą słusznie – ludzie od nich wymagają. Pobudza to do otwartej walki i zdecydowanego przezwyciężania takich pokus, jak nieuczciwość, kłamstwo, wykorzystywanie dóbr publicznych do wzbogacenia niewielkiej grupy osób lub w celu zdobywania popleczników, stosowanie dwuznacznych lub niedozwolonych środków dla zdobycia, utrzymania bądź powiększenia władzy za wszelką cenę” (ChL, nr 42).

Opaczne rozumienie wolności

Nie ulega wątpliwości, że przyczyną współczesnego moralnego zamieszania – co podkreśla Jan Paweł II – jest opaczne rozumienie I. OCALIĆ WARTOŚCI Neobolszewickie brednie o rozdziale wiary od polityki 28 29 wolności oraz odejście od głębszych spraw duchowych. Wolność człowieka nie może oznaczać uznawania fałszu lub nieprawdy za prawdę, lecz wolność to kierowanie się prawdą i tylko prawdą. „Prawda i wolność – napisał Jan Paweł II – albo istnieją razem, albo też razem marnie giną” (Fides et ratio, nr 90).

Wolnością na pewno nie można zastąpić moralności. Wolność nie jest wartością ponad wszystkimi innymi. Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae nauczał, że podstawą moralności nie mogą być tymczasowe i zmienne poglądy „większości” opinii publicznej. „Osią każdej kultury jest postawa człowieka wobec największej tajemnicy: tajemnicy Boga”. Kiedy odrzuca się Boga i żyje tak, jakby On nie istniał, albo nie szanuje się Jego przykazań, łatwo odrzuca się też lub podważa godność ludzkiej osoby i nienaruszalność jej życia (nr 96).

Odnosząc te słowa do spraw polityki, uważam, że nie wolno wybierać osób, które deklarują z góry, że swoją wiarę pozostawią za drzwiami parlamentu. To wyraz swoistej schizofrenii katolików (albo tzw. katolików…), którym wmówiono, że nie powinni przenosić swoich osobistych poglądów do sfery publicznej. Ukrywanie w życiu publicznym swoich przekonań prowadzi nie tylko do kryzysu chrześcijaństwa, ale również do upadku kultury i moralności.

W związku z tym należy zadać pytanie: jaki powinien być polityk-katolik? Czy powinien utożsamiać się ze swoją wiarą, czy raczej stanąć gdzieś obok niej, uznać, że wiara jest prywatną sprawą i należy ją pozostawić za drzwiami parlamentu? Odpowiem od razu, że polityk- -katolik nie może unikać prezentowania swoich osobistych przekonań, powinien promować swoje poglądy, gdzie się tylko da – podobnie zresztą jak czynią to nieustannie ateiści i agnostycy.

Niestety, wielu polityków-katolików ulega głoszonej dziś w mediach opinii, że warunkiem demokracji jest pluralizm etyczny i nieograniczona tolerancja. Tymczasem demokracja nie opiera się jedynie na formalnie pojętym systemie prawnym ani też tylko na samym udziale obywateli w politycznych wyborach, lecz – jeśli ma prawdziwie służyć człowiekowi i szanować jego godność – musi opierać się na prawidłowej koncepcji osoby ludzkiej.

Konkludując, nie ma czegoś takiego jak katolickie państwo czy katolicka polityka. Natomiast są chrześcijańscy, katoliccy politycy, I. OCALIĆ WARTOŚCI Neobolszewickie brednie o rozdziale wiary od polityki, którzy na serio traktują politykę jako służbę człowiekowi i troskę o dobro wspólne. Można i należy swoje zaangażowanie widzieć w duchu Ewangelii, a w kwestiach ustawowych kierować się społeczną nauką Kościoła.

Kilka wniosków

Nie pamiętam już, czyje to słowa, że dzisiaj niebezpieczni nie są ludzie bez wiary w Boga, ale ci wierzący, którzy patrzą na wszystko obojętnie. To z powodu naszej obojętności ludzie bez zasad w parlamentach uchwalają ustawy będące najbardziej oczywistym przejawem „kultury śmierci”, ustawy zwalczające rodzinę, uderzające w tożsamość człowieka.

Dlatego myśląc o pierwszeństwie Boga w państwie, widzę dwa wyzwania, jakie stawia przed nami św. Jan Paweł II. Pierwsze wyzwanie to zachowanie daru wolności, daru wolnej Ojczyzny, co wymaga – jak pisze Jan Paweł II – „ludzi świadomych nie tylko swoich praw, ale i obowiązków: ofiarnych, ożywionych miłością Ojczyzny i duchem służby, którzy solidarnie pragną budować dobro wspólne i zagospodarować wszystkie przestrzenie wolności w wymiarze osobistym, rodzinnym i społecznym” (Słowo do biskupów, czerwiec 1999).

A drugie wyzwanie – to ocalenie tradycyjnej, silnej Bogiem polskiej rodziny. Dlatego państwo mimo trudności gospodarczych musi prowadzić politykę rodzinną. Z jej planowaniem nie wolno czekać do poprawy sytuacji gospodarczej kraju, ponieważ w okresie tego oczekiwania mogą zajść takie niepożądane procesy zmian w rodzinie, których rozwoju nie da się łatwo zahamować, a tym bardziej odwrócić. Jeśli zaś państwo nie dba o rodzinę, tym bardziej musimy zadbać o nią sami. Potrzebna jest wielka solidarność rodzin między sobą, solidarność rodziców w sprawach wychowania i wykształcenia dzieci, świadectwo wierności i miłości małżeństw wobec ataku sił liberalnych. To wszystko jest bardzo ważnym wyrazem miłości Boga i Ojczyzny, świadectwem patriotyzmu, a zarazem podjęciem dziedzictwa św. Jana Pawła II.

Fragment książki „Kto z Bogiem, a kto z diabłem”, Czesław Reszka, Wydawnictwo Biały Kruk

Publikacja za zgodą Wydawnictwa