Długosz wspomina, że w nocy poprzedzającej bitwę wielu ludzi z obu obozów dostrzegło na „tarczy księżycowej” niezwykły widok mający być przepowiednią odniesienia zwycięstwa przez polskiego króla w bitwie z potężnym wojskiem krzyżackim. „Potwierdziło to świadectwo kapelana królewskiego Bartłomieja z Kłobucka, który twierdził, że własnymi oczyma oglądał to widzenie” – pisze Długosz i dodaje: „Nadto krążyło opowiadanie pewnych żołnierzy z wojska krzyżackiego powtarzane z namysłem i nie zaczerpnięte z plotek, ale całkowicie pewne, że nazajutrz przez cały czas trwania bitwy widzieli nad wojskiem polskim czcigodną postać ubraną w szaty biskupie, która udzielała walczącym Polakom błogosławieństwa, ustawicznie dodawała im sił i obiecywała im pewne zwycięstwo”.

Oto jak Jan Długosz relacjonuje ostatnie chwile przed bitwą:

„We wtorek 15 lipca, w dzień Rozesłania Apostołów, chociaż król polski Władysław postanowił wysłuchać mszy o świcie (…) Po przybyciu na mające być wsławione przyszłą bitwą pola wsi Stębarku i Grunwaldu kazał rozbić obóz wśród krzaków i gajów, których tutaj było mnóstwo. Namiot z kaplicą polecił umieścić na wzgórzu od strony jeziora Lubań zamierzając wysłuchać mszy w czasie, gdy wojsko zajmowało się rozbijaniem obozu. Mistrz pruski Ulryk von Jungingen przybył już do wioski Grunwald, którą miał wsławić swą klęską, ale mimo że przebywał w pobliżu, zwiadowcy królewscy nie wiedzieli jeszcze o nim. Kiedy więc rozpięto namiot z kaplicą, a król spieszył, żeby wysłuchać mszy, przybył rycerz Hanek z Chełmu, herbu Ostoja donosząc, że widział wojsko wroga na parę kroków od siebie (…) A król Władysław zupełnie nie poruszony tak nagłym nadejściem nieprzyjaciół i to tak blisko, uznawszy za rzecz najważniejszą najpierw oddać cześć Bogu, a potem zająć się wojną, po przybyciu do kaplicy wysłuchał bardzo pobożnie dwu mszy odprawionych przez jego kapelanów, plebana kłobuckiego i prepozyta kaliskiego Jarosława.

Prosząc o pomoc niebios z większą niż zwykle pobożnością modlił się w czasie mszy. I nie poprzestając na tym, padłszy na kolana i przez długi czas trwając na modlitwie, prosił Pana niebios, żeby ta wyprawa była pomyślna dla niego i dla jego wojska i by mając zapewnione powodzenie odniósł pełne zwycięstwo nad wrogiem. I chociaż drugi dowódca, wielki książę litewski, który wszystko mógł znieść poza czekaniem, naciskał na króla Władysława różnymi prośbami i naleganiami, najpierw przez pośredników, a potem sam głośnym wołaniem, by poniechawszy mszy i modłów, wstał i szybko podążył do walki, ponieważ wojsko wroga gotowe do boju już przez jakiś czas oczekuje nań i byłoby rzeczą niebezpieczną, gdyby wdarłszy się do obozu, pierwsze wszczęło walkę. Żadne jednak prośby ani błagania, żadne wreszcie doniesienia o niebezpieczeństwie nie mogły króla oderwać od mszy i modlitwy, dopóki jej nie skończył. A wrogie wojsko pruskie choć słabsze, ale uzbrojone i gotowe do walki, byłoby odniosło zwycięstwo albo przynajmniej zadało wojsku królewskiemu znaczną klęskę, gdyby było jak najszybciej zaatakowało nieuzbrojone i nie przestrzegające zasad ostrożności wojsko królewskie w nieładzie zajęte rozbijaniem obozu.

Krzyżacy uznawszy jednak, że wojsko króla zatrzymało się wśród gajów i krzaków nie przypadkiem, ale celowo i że wciąga ich w zasadzkę, szczęściem z samego strachu przed królem powstrzymali się od zaatakowania wojska królewskiego, dopóki wszyscy nie stanęli w szeregach i chorągwiach. Nic zatem dziwnego, jeżeli królowi bogobojnemu i nabożnemu, przedkładającemu sprawy boskie ponad wszelkie zwycięstwa i niebezpieczne przedsięwzięcia - co, jak wiadomo, Krzyżacy lekceważyli i mieli za nic - Bóg dał sławne zwycięstwo. Uważano, że mu przed bitwą, w czasie jej trwania i po bitwie sprzyjały wiatry, że dęły w twarze oraz usta wrogów i miotały w nie pył. Bardzo słusznie można by do niego odnieść następujące słowa poety Klaudiana:

          O jakże drogi jest Bogu (ten człowiek),
          Któremu w walce nawet niebo sprzyja,
          A sprzysiężone dmą mu w żagle wiatry”.

Po zwycięstwie nad wrogiem w tej decydującej nie tylko o losach Polski, ale i całej średniowiecznej Europy bitwie, król Władysław Jagiełło, by podziękować Bogu za końcowy triumf pielgrzymował przez kilkadziesiąt kilometrów pieszo do ufundowanego przez siebie kilka lat wcześniej w miejscu niezwykłego cudu eucharystycznego, znajdującego się pod opieką karmelitów Sanktuarium Bożego Ciała w Poznania.