Co w praktyce oznacza ten ruch strony amerykańskiej? Czy Ukraina rzeczywiście może otrzymać te cenne i sprawdzone w boju pociski, czy być może jest to jedynie gra dyplomatyczna ze strony USA w celu skłonienia Rosji do rozmów pokojowych?
Czym są rakiety Tomahawk? Jest to „koń roboczy” amerykańskiej armii, rakieta, która była używana masowo w każdym poważnym konflikcie prowadzonym przez Stany w ciągu ostatnich kilku dekad. W operacji przeciwko reżimowi Saddama Husajna w 2003 r. przykładowo zużyto ich 800 sztuk. Tomahawk jest uniwersalną, precyzyjną bronią, dostępną praktycznie w każdym zakątku świata, ponieważ główna platformą, z której są one odpalane, są okręty nawodne i podwodne US Navy. I tu zaczyna się pierwszy problem natury technicznej. Z oczywistych powodów Ukraina nie ma szans na otrzymanie platformy nawodnej od USA. Na szczęście istnieje kilka innych opcji dla odpalania rakiet Tomahawk z lądu. Jednak tego typu systemy albo są bardzo nieliczne, albo wręcz są na etapie opracowywania. Z tego punktu widzenia, nawet gdyby zostały one Ukrainie przekazane, to prawdopodobnie można byłoby mówić o bardzo niewielkiej liczbie wyrzutni, co drastycznie zredukuje ilość rakiet w jednej salwie i zmniejszy efektywność tego typu uderzenia.
Oczywiście mimo to, Tomahawk nadal stanowiłby poważne wzmocnienie ukraińskich zdolności. Z zasięgiem ok 2500 km i głowicą ok 450 kg, te pociski są zdolne porazić skutecznie najważniejsze dla Rosji fabryki produkujące drony, sprzęt i uzbrojenie, z którego pomocą Rosja kontynuuje swoją ofensywę na Donbasie. Absolutna większość tych fabryk znajduje się z zasięgu pocisków Tomahawk odpalanych z głębi Ukrainy, z bezpiecznej odległości od granicy z Rosją. Jednak dla skutecznego zniszczenia rosyjskich obiektów przemysłowych potrzebna jest również odpowiednia liczba tych pocisków. I tutaj przechodzimy do problemu numer dwa - dostępnej ilości rakiet Tomahawk.
Nie znamy oczywiście dokładnej ilości Tomahawków zmagazynowanych w USA, ale kilka ogólnodostępnych publikacji i analiz pozwala nam przynajmniej na określenie skali. Wiemy, że ogółem tych pocisków wyprodukowano ok 8900. Natomiast obecnie rocznie armii USA firma Raytheon Missiles & Defence dostarcza średnio od 50 do 100 pocisków. Centrum analityczne Heritage Foundation określa ogólną liczbę posiadanych pocisków Tomahawk na ok 4000, wskazując, że jeżeli flota USA weźmie udział w wojnie z Chinami o Tajwan, tych zapasów wystarczy zaledwie na kilka salw, ze względu na ogromną liczbę celów do porażenia w wojnie pełnoskalowej. Analitycy Heritage Foundation określają taki stan rzeczy jako tragiczny dla USA, wymagający przestawienia priorytetów ze wsparcia sojuszników na obronę własnych kluczowych interesów. Inaczej mówiąc, oszczędzaniu zasobów, które są tak trudne do zastąpienia czy uzupełnienia.
To wszystko razem prowadzi nas do konkluzji, iż rozmowy o dostarczeniu Ukrainie rakiet Tomahawk mogą pozostać tylko rozmowami. Z tego prostego powodu, że USA mają obecnie tak ograniczone zasoby tych cennych rakiet, że nie stać ich po prostu na zużywanie ich w wojnie na Ukrainie. Wojnie, która dla obecnej (i prawdopodobnie każdej innej) administracji USA nie jest teatrem priorytetowym. Wobec tego rozmowy o możliwym dostarczeniu pocisków Tomahawk mogą służyć próbie nacisku na Moskwę. USA próbują w ten sposób stworzyć wrażenie, że wciąż jeszcze mają wiele opcji i możliwości, by boleśnie uderzyć w Rosję, jeżeli ta nie usiądzie do rozmów pokojowych.
Istnieje również opcja, w której Tomahawki jednak zostaną Ukrainie przekazane, jednocześnie w tak niewielkiej liczbie, która realnie nie zmoże wpłynąć na stan wojny, ale będzie próbą pokazania przez Donalda Trumpa dowodu własnej siły i determinacji w działaniach praktycznych. Jaka z tych opcji się spełni? Dowiemy się w najbliższym czasie.