W związku z wtargnięciem rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną Polski, w kraju rozpętała się dyskusja odnośnie tego, czy przypadkiem nie była to ukraińska prowokacja. Większość opinii publicznej zgadza się, że były to drony rosyjskie. Bo są na to dowody w postaci samych szczątków tych dronów. Jednocześnie, nawet ci analitycy, którzy wskazują na Rosję, jednocześnie zgadzają się z twierdzeniem, iż niewątpliwie w interesie Ukrainy jest wciągnięcie Polski do wojny z Rosją. Ta teza jest bardzo popularna i odbierana jest jak coś oczywistego, że kraj w tak trudnej sytuacji walczący z o wiele silniejszym przeciwnikiem woli wciągnąć do tej wojny po swojej stronie każdy kraj, jaki byłby w stanie, po to by odciągnąć od siebie część sił rosyjskich. A tym bardziej kraj NATO o podobnym do polskiego potencjale militarnym i ekonomicznym. Ta teza wydaje się być absolutnie logiczna i racjonalna, jednak jest z nią jeden mały problem. Nie uwzględnia ona realnego bilansu sił i zdolności militarnych w naszym regionie. No a diabeł, jak wiemy, tkwi w szczegółach. Spróbujmy więc przybliżyć sobie ten temat.
Z jednej strony założenia tej tezy o chęci Ukrainy znalezienia dla siebie sojuszników w wojnie jest oczywiście i logiczne i uprawnione. Z jedną poprawką – Ukraina nie miałaby nic przeciwko wejściu do wojny po jej stronie tych krajów, których potencjał i położenie geograficzne pozwoli realnie na odciągnięcia sił rosyjskich. I problem polega na tym, że Polska do takich krajów nie należy.
Dyskusja na ten temat w Polsce toczy się w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości. Atak rosyjskich dronów ujawnił bardzo dobrze jak słabe są polskie zdolności przeciwdziałania tego typu atakom. Ukraińscy decydenci i ukraińscy wojskowi od dłuższego czasu w swoich wewnętrznych dyskusjach na ten temat (które czas od czasu wypływają w media) obawiają się tej słabości, oczekując że Europa wzmocni swoje własne siły i obronę przeciwdronową. Oni postrzegają nas w tej chwili nie jak możliwe wsparcie dla nich, a raczej jako słabe miejsce wrażliwe na rosyjskie ataki dronowe. I jeżeli połączyć to z faktem, że większość ukraińskiej logistyki wojennej z zachodu idzie przez Polskę, to nie tylko nie chcieliby w chwili obecnej wejścia Polski do otwartej wojny, ale i boją się tego scenariusza. Boją się z tego powodu, że może to odciąć Ukrainę od zachodnich dostaw. Mało tego, Polska atakowana przez Rosję, bezbronna wobec zmasowanego użycia dronów, to kraj, który będzie wymagał od swoich traktatowych sojuszników w NATO wsparcia. Co, biorąc pod uwagę ograniczone zdolności produkcyjne i zasoby NATO, będzie oznaczać, że te zasoby nie trafią na Ukrainę. Dla Rosji zaś, która obecnie produkuje od 500 do 700 dronów typu Gerań dziennie, tego typu ataki w zasadzie niewiele kosztują. To dla Rosji jest świetny scenariusz, gdzie ona może wykorzystać swoją asymetryczną przewagę nad NATO by uszczuplić wsparcie militarne Ukrainy.
Więc wbrew tej wydawałoby się oczywistej logice, rzeczywistość jest zupełnie inna. Jest to niezbyt przyjemna dla nas rzeczywistość w której Ukraińcy boją się tak naprawdę naszej słabości, która nie tylko nie da im żadnych bonusów w walce z Rosją jeżeli wejdziemy do wojny teraz, ale i osłabi ich samych.