Ale chciałem napisać o czymś innym. Ja nie umiem zrozumieć dlaczego w Polakach jest tak mało wiary w siebie i swoje państwo? Dlaczego tak często dyskusja ogranicza się do tego, że trzeba z pokorą szukać względów zachodnich mocarstw? Dlaczego trzeba wybierać albo opcję amerykańską albo umownie francusko-niemiecką? I jak się wybierze, to nie ma innej opcji, trzeba ich sobie udobruchać, żeby pozyskać ich względy i przyjaźń i wtedy nam pomogą. Ja widzę w tego typu myśleniu zasadniczy błąd logiczny. Jeżeli zakładamy, że przychodzą nowe czasy gdzie liczy się siła, że w USA rządzi bardziej pragmatyczna administracja skoncentrowana na swoich interesach i gotowa traktować poważnie tylko silnych ... no to nasza pokora i płaszczenie się postrzegane przez innych będzie tylko jako słabość. Nie da się w tych warunkach zyskać przychylność mocarstw po prostu ubieganiem się o ich względy i tym bardziej wzywaniem do ochrony wspólnych wartości i wywiązania się z traktatów sojuszniczych.

Drodzy Państwo, nie jesteśmy w pozycji Polski roku 1939. Rosja to nie ZSRR, i dzisiejsze Niemcy to wcale nie Trzecia Rzesza. Dziś Rosja posiada ułamek zasobów i zdolności Związku Radzieckiego z połowy XX wieku. A Polska obiektywnie jest dziś gospodarczo i politycznie silniejsza niż była kiedyś. Rosja jest bardzo niebezpieczna, ale jej główną bronią nie jest niepowstrzymana siła gospodarcza, wojenna czy demograficzna jak kiedyś. Jej główną siłą dziś jest nasza słabość, arogancki blef i nasz strach przed nią. W Polsce istnieje jakiś niezrozumiały dla mnie rozdźwięk pomiędzy realnym potencjałem tego państwa, a percepcją Polaków co do możliwości swojego kraju. Potencjał jest a wiary w jego istnienie brakuje. Tym bardziej, że tak naprawdę mamy w sytuacji konfliktu z Rosją realnych partnerów, którzy posiadają spore zdolności i których postrzeganie rosyjskiego zagrożenia jest podobne do naszego. Te kraje są znane. Kraje bałtyckie, Rumunia, kraje skandynawskie. I oczywiście, co byśmy o tym nie myśleli, ale przede wszystkim Ukraina bo ma największy wojenny potencja obrócony przeciwko Rosji dzisiaj. Rosja nie jest aż tak silna i tego w zupełności wystarczyło by żeby ją powstrzymać. Takich partnerów Polska nie posiadała w roku 1939. Za to "zachodnie mocarstwa były z nami". Potrzeba tylko planu, determinacji, koordynacji i chęci do działania.

Nie potrzebujemy błogosławieństwa Waszyngtonu, Berlina, Paryża czy Brukseli by się koordynować i wspólnie działać. Błąd logiki ludzi, którzy myślą, że bez wsparcia zachodnich mocarstw nic nie znaczymy, polega na tym, że myślą iż uległa pozycja wobec zachodnich mocarstw zapewni ich wsparcie. JEST WRĘCZ ODWROTNIE. Najpierw należy wykazać się asertywnością i samodzielnym myśleniem. Pokazać, że bez znaczenia dla nas o czym Berlin czy Waszyngton dogada się z Moskwą ... jeżeli to nie będzie leżeć w naszym interesie i interesie bezpieczeństwa naszego regionu - nie uznajemy żadnych ustaleń. I tą pozycję należy poprzeć poprzez posiadanie swoich własnych zdolności, swojej armii gotowej do walki w każdych warunkach w oparciu o tych partnerów, którzy gotowi są do takiej samej postawy. I TO SPOWODUJE, ŻE MOCARSTWA BĘDĄ ZMUSZENI Z NAMI SIĘ LICZYĆ. Nie sympatie, nie wspólne wartości, nie bliskość ideologiczna zapewniają poważny stosunek do ciebie ze strony przysłowiowych mocarstw, tylko realne zdolności, learn sprawczość polityczna, REALNA JEDNOŚĆ SPOŁECZEŃSTWA. Przy czym pod jednością społeczeństwa mam na myśli jedność w sprawach najważniejszych. Można do śmierci się kłócić o poglądy polityczne, ale w sprawach bezpieczeństwa ma być jedność.

Ja powiem wprost. Obrzydliwe dla mnie jest to uniżanie się wręcz polskich polityków przed Amerykanami. Szukanie sposobu chociażby na jedno zdjęcie, jedno dobre słowo, jeden uścisk dłoni. Myślenie, że to droga do sukcesu w wyborach. A myślenie, że to przełoży się na przychylność USA do nas traktuję jako myślenie infantylne. I dokładnie tak samo obrzydliwe dla mnie było jak za rządów PiSu opozycja jeżdziłą do Brukseli, aby tam płakać i uniżać się przed urzędnikami unijnymi namawiając do naciskania na polski rząd, tylko dlatego, że nie potrafi się w ramach własnego kraju i polskiego pola politycznego przekonać wyborcy i zawalczyć o władzę. W obu przypadkach to nie politycy się uniżają osobiście... zrozumcie proszę, że siły zewnętrzne traktują Polskę JAKO CAŁOŚĆ, a wasze podziały polityczne oni tylko rozgrywają we własnym interesie. Nie można wzywać obce siły do zwalczania się nawzajem w polityce wewnętrznej, bo to rujnuje autorytet Polski jako państwa i bije w nas wszystkich. Jeżeli chcecie, żeby powiedzmy Trump zrobił stawkę na Polskę, to najpierw trzeba od wewnątrz wybudować siłę, stanowczość i asertywność (również wobec Trumpa i jego romansów z Rosją) i je zademonstrować Amerykanom a dopiero wtedy będzie się posiadało argument w dyskusji z USA, dlaczego mają się z nami liczyć w tym regionie i nie mogą bez nas tutaj nic ustalać.

Mikołaj Susujew