Na łamach „Gościa Niedzielnego” red. Przemysław Kucharczyk przybliża sylwetkę prezydenta Karola Nawrockiego zwracając uwagę, że w Stanach Zjednoczonych jego życiorys byłby przykładem „amerykańskiego snu”, czyli osiągnięcia awansu społecznego i wysokiej pozycji dzięki samej tylko własnej, ciężkiej pracy. Nowy prezydent nie urodził się w rodzinie należącej do elity. Jego ojciec był z zawodu tokarzem, a matka introligatorem. Na studia i sprzęt do bokserskich treningów musiał sam sobie zarobić. Jako 17-latek zatrudnił się w McDonaldzie, a po osiągnięciu pełnoletności zaczął pracować jako ochroniarz. Studiując dziennie historię na Uniwersytecie Gdańskim, pracować musiał w nocy. Studia i pracę łączył z bokserskimi treningami. W czasie studiów poznał swoją przyszłą żonę, która miała już wówczas dwuletniego synka. Zaopiekował się wybranką serca i jej dzieckiem, a później urodził mu się drugi syn i córka.

W 2009 roku przyszły prezydent rozpoczął pracę w IPN, zabiegając m.in. o pamięć o Żołnierzach Wyklętych. W 2017 roku został dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a w 2021 roku został powołany na stanowisko prezesa IPN. Przez całe życie towarzyszyła mu wiara w Boga, czego nie ukrywał w kampanii i nie ukrywa jako prezydent.

- „Wiara nie jest u niego na pokaz ani nie jest to jakiś świąteczny dodatek, tylko rzeczywiście stanowi fundament jego wizji świata i decyzji, jakie podejmuje”

- mówi cytowany przez „GN” ks. Jarosław Wąsowicz, którego prezydent powołał na swojego kapelana.

- „Było dla mnie wzruszające chociażby to, jak w Niedzielę Trójcy Świętej publicznie, jako prezydent elekt, podziękował Polakom za modlitwy w czasie kampanii wyborczej, która, jak pamiętamy, należała do najbardziej brutalnych, była pełna agresji i kłamstw. Moim zdaniem nie dałby rady tego wytrzymać bez modlitwy osobistej i modlitwy innych ludzi za niego”

- dodaje duchowny.