Izraelskie siły przechwyciły tydzień temu statki flotylli Sumud, które miały dostarczyć pomoc humanitarną dla mieszkańców Strefy Gazy. W misji tej brało udział również czterech Polaków, w tym poseł KO Franciszek Sterczewski. Wczoraj deportowani działacze wylądowali na lotnisku w Warszawie, gdzie domagali się dymisji szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Dla posła Sterczewskiego wydarzenia te nie pozostały bez konsekwencji. Władze klubu KO nałożyły na niego karę finansową za nieusprawiedliwioną nieobecność na posiedzeniu Sejmu. Sam parlamentarzysta tymczasem zapewniał na antenie Radia ZET, że informował władze klubu o swojej podróży i dysponuje potwierdzającą to korespondencją.
- „Zgłaszałem władzom mojego klubu, że najprawdopodobniej nie będzie mnie na posiedzeniu Sejmu we wrześniu. Mam na to korespondencję. Dziwię się, że ktoś taką informację stara się to przedstawić. Inna sprawa, że to niestety nie zostało uznane przez klub”
- powiedział.
- „Zdarza mi się dostawać takie, nie wiem, jak to nazwać, szykany, dyscypliny. Ale nie płacę tych kar, bo odpowiadam przed moimi wyborcami, a nie przed władzami partyjnymi, które niestety wydaje mi się, że nie zawsze mają rację”
- dodał.
Polityk podkreślił też, że nie żałuje swojego wyjazdu do Gazy.
- „Nie żałuję, bo każdą minutę poświęciłem na to, by zwracać uwagę na to, co dzieje się w Strefie Gazy, na ludobójstwo, czego wielu polityków w Polsce nie potrafi nazwać po imieniu”
- stwierdził.
Dodał, że „na własnej skórze przekonaliśmy się, że Izrael jest państwem barbarzyńskim i terrorystycznym w takim stopniu jak Rosja i dlatego powinien być traktowany tak samo szorstko”.