Tomasz Krzyżak i Piotr Litka dotarli w ramach kwerendy w IPN do nieznanych wcześniej dokumentów dotyczących kwestii wikarego z Jeleśni, ks. Józefa Loranca, który wykorzystał seksualnie kilka dziewczynek.
Z materiałów, do których dotarli wspomniani dziennikarze wynika, że kard. Karol Wojtyła „był wstrząśnięty” po rozmowie w cztery oczy z proboszczem z Jeleśni, gdzie posługiwał jako wikariusz ks. Loranc, podczas której to rozmowy kardynał został poinformowany o przestępczych czynach młodego kapłana . Potem „w obecności świadków płakał”. Przyszły papież miał też wyrażać obawę, że komunistyczne władze z pewnością wykorzystają ten skandal „aby skompromitować Kościół”.
Sam ks. Loranc, już po aresztowaniu, które miało miejsce 18 marca 1970 roku wyznał ulokowanemu z wraz z nim w więziennej celi tajnemu współpracownikowi SB, że kard. Wojtyła rozmawiał z nim „po ojcowsku”, ale nie może on wykonywać swoich obowiązków duszpasterskich, bo „został zawieszony” i gdyby go nie aresztowano, to „stan taki jego zdaniem potrwałby co najmniej pół roku”.
Z dokumentów bezpieki wynika, że pośród duchowieństwa archidiecezji krakowskiej panowało przekonanie, że sprawą ks. Loranca powinny zająć się władze państwowe, i że powinien on za swoje czyny trafić do więzienia.
Duchowny rzeczywiście został skazany na dwa lata więzienia, a gdy opuścił je w połowie 1971 roku, jego sprawą zajął się sąd kościelny, który uznał, że kapłan został już wystarczająco ukarany przez władze państwowe i odstąpił od wymierzenia mu dodatkowej kary.
Kapłan ten nie został jednak przywrócony w pełni do posługi w Kościele. Przez okres dwóch lat przebywał pod kontrolą miejscowego proboszcza w klasztorze w Zakopanem, gdzie przepisywał księgi liturgiczne.
Ks. Loranc nigdy nie odzyskał prawa do nauczania religii dzieci i młodzieży.