„Mamy do czynienia z powtarzającym się co 4 lata mechanizmem. Przed wyborami słyszymy, że nie ma się co przejmować elektoratem pro-life – z różnych przyczyn. Albo dlatego, że jest stosunkowo niewielki; albo, że można go zaszantażować: jeśli nie zagłosujecie na nas, to przyjdą jeszcze gorsi, i tak dalej. A po wyborach okazuje się, że ludzie głosujący zgodnie z sumieniem – a zgodnie z sumieniem nie można poprzeć partii, która wspiera aborcję jawnie bądź skrycie, nawet prezentując publicznie hasła „prolajferskie” - ci ludzie jednak liczą się w tej rozgrywce. Warto więc ten elektorat mieć za sobą” - przekonywała Godek w rozmowie z portalem pch24.pl.
Aktywistka na rzecz prawa do życia dzieci poczętych stwierdziła, że „jeśli rządzący w ostatnich dwóch kadencjach rzeczywiście wspieraliby ochronę życia i podejmowali w tym względzie realne działania, to można by bez sprzeciwu sumienia na nich głosować”.
Zdaniem Kai Godek jednak „szczególnie od wyroku Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2020 roku mieliśmy do czynienia z serią jawnych bądź zakamuflowanych działań mających na celu rozszczelnienie obrony życia w Polsce, i ludzie to zauważali”.
Jednym z przejawów tego rodzaju zjawiska był moment, gdy „większość sejmowa odrzuciła w marcu projekt ustawy „Aborcja to zabójstwo”.
„Politycy muszą jednak przestać traktować ludzi jak idiotów. Elektorat nie wziął ślubu z partiami politycznymi. Rozgląda się, kto realizuje postulaty pro-life i traktuje je serio. Politycy muszą przyjąć to wiadomości, bo mam wrażenie, że wciąż jest to prawda, która do nich jeszcze nie dotarła” - podkreśliła szefowa Fundacji Życie i Rodzina.
Godek przypomniała również, że wniosek do Trybunału Konstytucyjnego trafił dopiero po ogłoszeniu przez jej Fundację, iż pod projektem „Zatrzymaj Aborcję” zebrano w ciągu zaledwie 4 tygodni aż 200 tysięcy podpisów, co mogło sprawić, że mielibyśmy do czynienia z rekordową inicjatywą obywatelską obok której rządzący nie mogliby już przejść obojętnie.
„Wtedy poseł Bartłomiej Wróblewski już w ciągu godziny pojawił się w Trybunale i złożył tam wniosek” – przypomniała Kaja Godek, dodając, że przecież wniosek poselski w tej sprawie „był gotowy już na długie miesiące przed złożeniem, ale jakoś się „nie składał”.
„Ruch polegający na wniesieniu go do TK, a później rozpatrzeniu, był w pewien sposób wymuszony przez obywateli, w bardzo dużej liczbie udzielających poparcia zakazowi aborcji eugenicznej - gdy już naprawdę nie można było zrobić inaczej” - oceniła Godek.
Aktywistka Fundacji Życie i Rodzina oceniła, że „dominowało takie podejście: mamy dla was pieniądze z grantów, weźcie je i w ten sposób załatwiamy sprawę pro-life”.
„Z perspektywy ŻiR-u mogę powiedzieć, że świadomie nie braliśmy grantów, a obserwowaliśmy organizacje, które granty brały i później milkły w obliczu coraz wyraźniejszych znaków, że PiS odchodzi od sprawy obrony życia” – zdiagnozowała Kaja Godek, dodając: „Wiele organizacji pro-life przestało od rządu wymagać, gdyż wzięło dotacje rządowe. Było to bardzo widoczne”.
Nie można uczciwie sformułować takiego wniosku, że ponieważ istnieją jeszcze gorsze partie, to ludzie mają nie wymagać od polityków pro-life. Kto w końcu ma chronić życie, kto ma doprowadzić do tego, że będzie ono pod opieką prawa?
W pewnym momencie pojawił się taki przekaz, że po wyroku TK nastąpiło tąpnięcie w sondażach na niekorzyść PiS. Po pierwsze, sondaże są różne. Nie wszystkie pokazały takie zjawisko.
Godek przypomniała również, że „zaraz po wyroku TK” z października 2020 roku, „PiS zaczął przepraszać za to orzeczenie” i „ulegać środowiskom feministycznym”.
„Przecież pamiętamy, że aż 3 miesiące czekaliśmy na publikację wyroku aby mógł on wejść w życie, chociaż takie orzeczenie należy publikować niezwłocznie. Prezydent zaraz po wyroku TK złożył swój projekt ustawy przywracający aborcję eugeniczną. Projekt leżał do końca kadencji niewycofywany. Nie można zrobić przełomowego, historycznego kroku, a później za to przepraszać, gdyż traci się wówczas poparcie własnych wyborców, a poparcie z przeciwnej strony barykady i tak przecież nie przyjdzie” – mówiła Kaja Godek.
Godek oskarżyła też polityków obozu rządowego, że w ciężkim okresie czarnych protestów „zdezerterowali” z pola walki o ochronę życia i to „zwykli ludzie” zmobilizowali się na ulicach do walki o obronę najwyższych wartości czy choćby polskich kościołów przed agresywnymi atakami proaborcyjnych bojówek.
„Jeśli ktoś ma do dyspozycji właściwie całe państwo - media publiczne, większość administracji, to dysponuje ogromnymi środkami z budżetu na to, żeby prowadzić konkretne działania. I tutaj nie da się powiedzieć, że te działania w obronie nienarodzonych zostały podjęte i prowadzone” – oceniła Godek.
„Gdyby PiS po wyroku TK bronił tego orzeczenia, szybko je opublikował, prowadził kampanię społeczną na rzecz ochrony życia, nie prowadził „negocjacji z terrorystą”, czyli liderami ulicznych awantur, to stałby się politycznym liderem pro-life i skupił wokół siebie środowiska katolickie i obrońców nienarodzonych. W momencie zaś gdy zaczął przepraszać, że taki wyrok został wydany, to tym liderem być po prostu przestał. Ludzie przestali orientować się na PiS, a dalej było już coraz gorzej” - przekonywała Kaja Godek.
„Politycy chyba są zaskoczeni. Myśleli, że rzucą jakieś hasło o obronie Jana Pawła II i wszyscy pobiegną na nich zagłosować. Mam wrażenie, że takie właśnie było podejście w PiS – zasłonimy się Sejmie wielkim portretem papieża i nikt nie będzie już pamiętał, że 12 godzin wcześniej wcisnęliśmy guzik za aborcją; albo pojedziemy na beatyfikację Ulmów, gdzie ogłoszą męczennikiem dziecko nienarodzone, ale w tym samym czasie wyślemy do Ministerstwa Zdrowia papier, że zespół może tam dalej pracować nad poszerzeniem zakresu aborcji” – powiedziała działaczka Fundacji Życie i Rodzina.
„Wytyczne dotyczące przesłanki zdrowia psychicznego będziemy mieć za chwilę, i nie będzie to efekt pracy nowej, lewackiej koalicji. Przypominam, że w dalszym ciągu ministrem zdrowia jest pani Katarzyna Sójka z Prawa i Sprawiedliwości. Ile czasu można uważać, że elektorat nie dostrzeże tego, co robimy?” - podkreśliła Kaja Godek.
Jak skonstatowała aktywistka pro-life - „warto odrobić tę lekcję i przyjąć do wiadomości, że jednak elektorat katolicki jest i coś znaczy”.
„Teraz widać, że się jednak liczymy i trzeba zacząć realnie bronić życia” - skonkludowała Kaja Godek w rozmowie z portalem pch24.pl.