Kaczyński przypomniał, że gdy PiS obejmował władzę w 2015 r., „na podatku VAT robiono ogromne interesy”, a straty sięgały „dziesiątek, a nawet setek miliardów złotych”. Według lidera PiS kluczowe było przebudowanie administracji skarbowej, powołanie Krajowej Administracji Skarbowej i „twarde egzekwowanie prawa podatkowego”. W rezultacie – mówił – wpływy zaczęły rosnąć bez potrzeby podnoszenia stawek głównych danin.

Prezes PiS przyznał, że rząd podniósł „kilka drugorzędnych podatków”, jak np. podatek cukrowy. Argumentował jednak, że „wszystkie zasadnicze – poza VAT-em – zostały obniżone”, akcentując zwłaszcza wzrost kwoty wolnej do 30 tys. zł oraz obniżki w systemie PIT. W jego ocenie to właśnie miks zmian w systemie oraz uszczelnienie poboru przełożyły się na „ponad 70-proc. nominalny wzrost PKB w osiem lat” oraz jeszcze szybszy wzrost dochodów podatkowych i innych danin.

Kaczyński zarzucił Sławomirowi Mentzenowi manipulację, gdy ten miał wskazywać, że rosnące wpływy to dowód na „podnoszenie podatków” przez PiS. „Nie, to najlepszy dowód na to, że nie dawaliśmy państwa okradać” – stwierdził prezes PiS, wzywając, by „nie wierzyć w bezczelne oszustwo” tych słów polityka Konfederacji. Spór wpisuje się w szerszą rywalizację o wyborcę gospodarczo-konserwatywnego, w której Konfederacja od lat zarzuca PiS fiskalizm i wzrost obciążeń para- oraz sektorowych.

Pojedynek narracji PiS–Konfederacja o podatki dotyczy nie tylko stawek i ulg, ale też filozofii finansów publicznych: PiS akcentuje efekt skali i uszczelnienia, Konfederacja – ciężar regulacyjny i rosnący klin fiskalny w gospodarce. W praktyce toczy się walka o interpretację bilansu ostatnich lat: czy wyższe dochody to efekt „twardszego państwa” wobec oszustw podatkowych, czy raczej konsekwencja nowych danin sektorowych i parapodatków.