Jarosław Kaczyński mówił o promowanej przez Zachód ideologii gender, wychodząc od przytoczenia hipotetycznej sytuacji, w której mężczyzna przedstawia się w pracy jako „Zosia”.

- „No i według tego, co nam zalecają z Zachodu, wszyscy powinni się temu podporządkować, bo inaczej się uraża. A dlaczego ja jestem Zosia? No, bo może jutro będę z powrotem Władysławem, ale dzisiaj jestem Zosia”

- mówił.

Przyznając, że w męskości i kobiecości są pewne elementy kulturowe zaznaczył, że „nie można podważać tego, co jest zawarte już w ludzkich genach, bo przecież te geny się w sposób oczywisty różnią”.

Polityk podkreślał, że „kobiety i mężczyźni powinni być równi w swoich prawach i obowiązkach, chociaż przy pewnym zróżnicowaniu”. Przykładem tego zróżnicowania jest obecna sytuacja na Ukrainie, którą mogą opuszczać kobiety z dziećmi, ale mężczyźni muszą spełnić obowiązek obrony ojczyzny.

- „I to jest normalne, tak po prostu natura to ukształtowała. Natomiast, jeśli chodzi o wszystkie prawa polityczne, wyborcze, prawa także w małżeństwie, równości, ochrony - to przecież my jesteśmy całkowicie za tym”

- podkreślił.

Wskazał, że w kwestii ochrony kobiet przed przemocą domową Polska poszła „dużo dalej i dużo ostrzej” niż inne państwa, a mimo to wciąż jest atakowana, ponieważ nie chce przyjąć absurdalnych postulatów ideologii gender.

- „My się musimy obronić przed szaleństwem, musimy obronić rodzinę składającą się z kobiety i mężczyzny, i oczywiście - daj Boże - z dzieci, no i musimy się obronić przed dominacją pewnego typu kultury, która wynika z pewnego rodzaju, że tak powiem, odejść od normy. Nie dlatego, że chcemy z tego powodu kogokolwiek prześladować, nikogo nie prześladowaliśmy, to nie jest polska tradycją (..) ale to nie oznacza, że musimy się na wszystko zgadzać”

- mówił.

- „My nikomu, że tak powiem, do sypialni nie mamy zamiaru zaglądać, ale jednocześnie chcemy utrzymać zwykłą normalność i to jest nasze prawo”

- dodał.