Początkowo, gdy zaczęły pojawiać się informacje o tym, że na słynnej liście agentów figuruje również ówczesny prezydent RP Lech Wałęsa, ten wydał oświadczenie, w którym tłumacząc się byciem zastraszonym przyznał, że rzeczywiście podpisał dokumenty SB.

Po godzinie kancelaria Wałęsy wycofała jednak to oświadczenie, a sam Lech Wałęsa stanął na czele montowania koalicji z postkomunistami w celu obalenia dążącego do przeprowadzenia lustracji rządu Olszewskiego.

Jan Parys powołując się na swoje późniejsze rozmowy z ludźmi znajdującymi się w czerwcu 1992 roku w najbliższym otoczeniu Wałęsy, takimi, jak Lech Falandysz, wyjaśnił przyczynę tej tajemniczej a dokonanej w godzinę wolty byłego lidera Solidarności w następujących sposób.

„Jaruzelski zadzwonił i zapewnił Wałęsę, że SLD pomoże odebrać władzę Olszewskiemu oraz, żeby był spokojny, ponieważ to, co jest dla niego najbardziej kłopotliwe, czyli jego teczka, nigdy nie będzie znaleziona, bo jest dobrze zabezpieczona” – relacjonował Parys.

Problem w tym, że teczka po ponad dwóch dekadach i tak wypłynęła u pani Kiszczakowej...