Fronda.pl: Od dwóch lat przyglądamy się ogromnym stratom agresora na Ukrainie. Z drugiej jednak strony, Rosji udało się w tym czasie znacząco wzmocnić przemysł zbrojeniowy i zwiększyć produkcję broni. W czasie czwartkowego orędzia Władimir Putin przekonywał, że wielokrotnie wzrosły możliwości bojowe rosyjskiej armii. W tym stwierdzeniu jest jakiś element prawdy i Rosja rzeczywiście jest w stanie długo kontynuować wojnę na Ukrainie, a po jej zakończeniu szybko odbudować swój potencjał?

Gen. Waldemar Skrzypczak, b. dowódca Wojsk Lądowych: Na pewno jest w stanie szybciej odbudować swój potencjał i dłużej prowadzić wojnę niż Ukraina. Ukraina na dobrą sprawę może polegać wyłącznie na zachodniej pomocy. Zachód tymczasem zrobił niewiele w kwestii zwiększenia potencjału produkcyjnego, który pozwoliłby rytmicznie i systematycznie zaopatrywać Ukrainę. To po pierwsze. Po drugie natomiast, Putin w 2022 roku wydał dekret pozwalający przejść gospodarce rosyjskiej z czasu pokoju na czas wojny. Przez to cała rosyjska gospodarka w zasadzie pracuje na armię. Pozwoliło to Putinowi, po dwóch latach niepowodzeń odbudować potencjał militarny rosyjskiej armii, zdobyć przewagę nad armią ukraińską i przejąć inicjatywę strategiczną. Teraz już tej inicjatywy nie odda. Putin osiągnął zdolności pozwalające nie tylko na kontynuowanie wojny, ale również dające przewagę w tej wojnie. W mojej ocenie ta przewaga nie da mu zwycięstwa, ale uda mu się osiągnąć strategiczne cele.

Panuje coraz powszechniejsze przekonanie, że jeśli Putin swoje cele osiągnie i Ukraina upadnie, to Rosjanie zaatakują kolejne państwo. Co musi dziś zrobić Zachód, aby pomóc Ukrainie odnieść zwycięstwo? Jakie są priorytety?

Ukraina nie upadnie. Putin nie posunie się za daleko. Ma świadomość, że jeśli zajmie centralną i zachodnią Ukrainę, to czeka go piekło. Ukraińcy zgotowaliby mu piekło podobne do tego, jakie rosyjska armia przeszła w Afganistanie albo jeszcze gorsze. Nie ma co do tego wątpliwości. Tym bardziej, że do okupacji centralnej i zachodniej Ukrainy, Rosjanie musieliby używać co najmniej dwóch armii. W tej chwili Putina na to zwyczajnie nie stać. Dlatego odrzucam wariant, w którym Ukraina miałaby zostać całkowicie zajęta przez rosyjską armię. Putin ma świadomość, że tak się nie stanie.

Co natomiast ma zrobić Zachód? Obecnie wciąż niestety robi dla Ukrainy niewiele. Mówi o produkcji amunicji. Problem w tym, że ta amunicja dotrze na front najwcześniej za 4-5 miesięcy. Dla Ukrainy może być już wtedy po wojnie. Ukraina stoi dziś pod ścianą. Niemrawość decyzyjna państw zachodnich powoduje to, że nie ma czym walczyć. Brak amunicji nie jest przy tym jedynym problemem. Ukraina nie ma też kim walczyć. Stoi nad przepaścią, bo brak jej wojska do walki. Jeżeli w czasie mobilizacji Ukraińcy uciekli z kraju, to kto ma teraz być żołnierzem? Ukraina ma bardzo ograniczone możliwości uzupełniania strat. To nie pozwoli jej – przy obecnej przewadze strategicznej Rosjan – utrzymać linii frontu.

W czwartkowym wystąpieniu Putina nie zabrakło odniesienia do słynnych słów Emmanuela Macrona. W ocenie Pana Generała tego typu wypowiedzi, jak to wystąpienie prezydenta Francji, mają realny wpływ na decyzje Kremla i zmuszają Rosjan do jakichś przekalkulowań? Rosjanie odbierają takie sygnały o gotowości Zachodu do konfrontacji jako realną demonstrację siły czy raczej jest to dla nich jedynie okazja do wykorzystywania ich w budowie propagandy o zagrażającym Rosji Zachodzie?

Przede wszystkim należy zapytać, czy Macron mówił to w imieniu Francji czy w imieniu NATO? Na pewno nie w imieniu NATO. Państwa członkowskie, łącznie z Polską oświadczyły, że nie ma zamiaru skierowania wojsk. Niech więc Francuzi jadą sami. W historii raz już taką próbę podjęli, w 1812 roku. Jeżeli Macron chce powtórki, to niech jedzie. Ale niech nie wciąga w wojnę wszystkich pozostałych członków NATO, bo ta wojna nikomu nie jest potrzebna. Nikt nie chce III wojny światowej. Wysłanie na Ukrainę wojsk w celach interwencyjnych byłoby niczym innym, jak prowokowaniem Putina do rozpoczęcia III wojny światowej. Zarówno w jej wymiarze konwencjonalnym, ale również wojny z użyciem broni jądrowej. Trzeba ważyć słowa i być odpowiedzialnym. Nic nie usprawiedliwia Macrona, chyba że mówił to wyłącznie w imieniu Francji. Wówczas, jak mówię, sam niech sobie jedzie na wojnę. Nas niech w to jednak nie miesza.

Obecnie na Ukrainie przebywają zachodni żołnierze. Tyle, że to misje szkoleniowe, rozminowywujące i doradcze. Te są najwidoczniej dla Rosjan akceptowalne. Nie ma natomiast zachodnich wojsk, które stykałyby się z rosyjską armią w zadaniach bojowych.

Wracając do scenariuszy, w których Rosja idzie dalej i atakuje któreś z państw NATO. Najbardziej przeraża nas oczywiście możliwość inwazji na nasz kraj. Co natomiast, gdyby doszło do ataku na któryś z krajów bałtyckich? Jaka byłaby wówczas rola Polski? Powinniśmy być sojusznikiem, który pierwszy ruszy z odsieczą?

Dlaczego pierwszy? Wszyscy razem! Kolektywna obrona.

Symptomy kryzysu by narastały. Wiedzielibyśmy o planach Rosji odpowiednio wcześniej i NATO podjęłoby odpowiednie działania, a my w ramach NATO. Innej opcji nie ma. Moim zdaniem jednak Putin nie odważy się zaatakować nikogo w konwencjonalny sposób, ponieważ w szachu trzyma go Ukraina. Jeżeli wykorzystamy dziś szansę i odbudujemy ukraińską armię, to ta będzie trzymała Rosjan w szachu przez cały czas. Rosja musi mieć dwie, trzy amie w gotowości do wojny z Ukrainą. Nie zdobędą Ukrainy, wobec czego ten potencjał, którego mogliby użyć przeciwko nam, będzie pomniejszony o ten, który musi być skierowany na Ukrainę.

Kończy się proces przyłączenia Szwecji do NATO. Akcesja tego kraju dopełni dominację Sojuszu na Morzu Bałtyckim?

Bałtyk jest naszym morzem. Mamy swoją lewą flankę zabezpieczoną. Nic nam nie grozi ze strony Floty Bałtyckiej, zamkniętej w morskich bazach. W przypadku jakiegokolwiek kryzysu NATO-Rosja, te bazy zostaną natychmiast zablokowane. Dysponując odpowiednimi siłami morskimi i rakietowymi, NATO podejmie stosowną decyzję i rosyjskie bazy zostaną absolutnie zablokowane. Morze Bałtyckie będzie tak strzeżone, że z rosyjskich baz mysz (czy w tym przypadku raczej śledź) się nie przeciśnie. Fińska i szwedzka armia to ogromne wsparcie na Morzu Bałtyckim. My również musimy się w jego strzeżenie zaangażować, bo to w pewnym sensie strefa naszej odpowiedzialności.

W kontekście polskiego bezpieczeństwa wciąż najbardziej obawiamy się przesmyka suwalskiego. Co rozszerzenie Sojuszu o Finlandię i Szwecję oznacza dla przesmyku i Królewca?

Nie demonizowałbym przesmyku suwalskiego. Wystarczy go niewielkimi siłami zablokować. On jest nie do pokonania przez jakiekolwiek wojsko, z uwagi na charakter tego terenu. Zawsze to mówię wojskowym, a politycy cały czas ten przesmyk suwalski demonizują. Niech spojrzą na mapę, a najlepiej tam pojadą. Zdziwią się, jak trudny do pokonania jest to teren. Trudny do pokonania przez kogokolwiek, a na pewno przez Rosjan.

Otwartą pozostaje sprawa obwodu kaliningradzkiego w przypadku wojny. Nie powinno być wątpliwości, że jeśli Rosja zaatakowałaby na przykład Łotwę, to wojska NATO natychmiast powinny dokonać aneksji obwodu kaliningradzkiego, żeby nie mieć obcych wojsk za plecami.