Odnosząc się do spotkania z Rosjanami oraz sprzedaży nagrań Falenta stwierdził:
– Po pierwsze nigdy nie spotkałem nikogo z rosyjskich służb, po drugie nie znałem nikogo z osób, które W. przedstawił mi w Kemerowie, po trzecie nigdy nikomu nie sprzedałem żadnych nagrań. Jeżeli ktoś jest w stanie sobie wyobrazić, że sprzedaję nagrania Rosjanom, których widziałem pierwszy raz w życiu, to musi mieć ogromną wyobraźnię, co najmniej taką jak W.
W spotkaniu w biurze Igora Prokudina – dodał Falenta - brało udział około siedmiu osób.
– Odbywało się w całości w języku rosyjskim i prowadził je W. z prezesem KTK Polska panem Piotrem Matuszakiem. Przed spotkaniem W. prosił mnie, żebym się nie odzywał, bo tylko on dobrze ich zna i ich zwyczaje – powiedział.
– Po ustaleniach pojechaliśmy do jakiejś posiadłości, gdzie strzelaliśmy do rzutek. To był ostatni raz, gdy widziałem Prokudina. Potem pojechaliśmy do domu, w którym mieliśmy spać. Zjedliśmy kolację, byliśmy w bani i poszliśmy spać – kontynuował Falenta.
Dalej Falenta stwierdza, że nie było tam żadnych agentów obcych służb i nikt nie prosił go o wychodzenie z bani. – Nikomu nie obiecywałem żadnych nagrań ani nikt ich ode mnie nie chciał. Nie rozmawiałem o tym nigdy z W. Rozumiem jego sytuację procesową i dlaczego tak musi mówić. W wyniku popełnionych tak wielu przestępstw grozi mu recydywa i walczy o jak najmniejszy wymiar kary – stwierdził.
Odnosząc się do słynnej już „reklamówki z Biedronki” z łapówką 600 tys. euro Falenta powiedział, że tę wiedzę i odpowiedzi na te pytania zachowa „na komisję śledczą bądź weryfikacyjną”.