Jak zapewnić stabilny wzrost dzietności zastanawiają się specjaliści różnych dziedzin nauki - od ekonomii po medycynę. Powstają podziwu godne obszerne opracowania, a nawet całe książki na temat barier hamujących młodych ludzi przed decyzją o posiadaniu dzieci. Są to między innymi brak mieszkań, brak stabilności zatrudnienia, dobrych zarobków itp. Wszystkie te przyczyny z pewnością są winowajcą, ale…

Odpowiedź na pytanie, kto i co jest winowajcą niechęci do zakładania rodzin i posiadania dzieci, nie jest prosta, można powiedzieć - świat się zmienia, ale czy na lepsze?

Bo w rozważaniach opartych na badaniach i liczbach nie ma empatycznego spostrzeżenia, że kropla drąży skałę.

Nowe ideologie narzucające sposób myślenia i odczuwania mają swój największy wkład w to, jak ma i musi żyć młode pokolenie, chcąc uchodzić za nowoczesne i otwarte.

Kreują to każdego dnia media popierające rząd.

Kuriozalne, że akurat w „Wyborczej” rozległ się ten lament, gdyż właśnie stamtąd płyną nowości na temat właściwego nowego sposobu życia i myślenia, a jak wiemy młodzi pragną być nowocześni, zamożni, szczęśliwi, otwarci na świat więc z łatwością przyjmują łatwiejszy egoistyczny styl życia.

Młodzi deklarują, że nie chcą mieć dzieci lecz gdy tego zapragną, ale z czasem to pragnienie jest silniejsze niż zaproponowana ideologia, jest już za późno.

Tu dobrze i niedobrze przychodzi z pomocą zdesperowanym przyszłym rodzicom medycyna i psychoterapia. Do jednak dość licznych nadal dociera otucha płynąca z wiary tak obecnie napiętnowanego Kościoła. Dla wielu w odpowiedzi na „dziwność tego świata” jest też praktykowanie duchowości w przeróżny sposób.

Pojawiają się pytania, czy żyć nowocześnie, czerpiąc z nowej fali, czy powrócić do korzeni spokoju, normalności blisko natury, rodziny.

Kakofonia rozbieżnych idei zalewa młodych w poszukiwaniu własnej drogi, już nie wiedzą co jest dla nich dobre, a co złe.

Propagowanie z całego serca aborcji na życzenie to tyko kropla w morzu.

Rozbrzmiewa pochwała związków jednopłciowych jako tak samo dobrych, albo i lepszych niż związek kobiety i mężczyzny. Promuje się związki otwarte, z entuzjazmem i „bez pruderii” podchodzi do klubów swingerskich, gdzie można realizować swoje nietypowe potrzeby i fantazje seksualne. W dzisiejszych mediach poświęca się niewiarygodnie dużo uwagi na pochwałę inności, atypowej tożsamości seksualnej, która ma być powodem do dumy. Takie tematy podsuwa się w szkołach, czasem ankietuje się młodzież pytając o utożsamianie się z płcią.

Wywołuję się wrażenie, że atypowość jest rzeczą cudowną i stanowi 90% społeczeństwa, a jeśli nie teraz to wkrótce to nastąpi.

Mnożą się przeróżne teorie wokół seksualności: binarność, niebinarność, panseksualizm - cokolwiek to oznacza.

Nowej fali akceptacja i szacunek dla inności to za mało!

Wszystkie te pseudonowości podaje się „aksamitnym” głosem w telewizjach, internecie , artykułach i opracowaniach, kropla po kropli dawkuje się młodym jako eliksir na dobre i spełnione życie.

Próżno w opiniotwórczych mediach doszukać się narracji, jak cudowne jest macierzyństwo, które w sposób naturalny zapewnia ludziom poczucie celu, spełnienia i choć wymaga wyrzeczeń i pozbycia się egoizmu, nadaje naszemu życiu sens.

W zamian za to mamy apoteozę w opiekowaniu się zwierzętami, ale nie w taki zwyczajny sposób, gdy zwierzęta domowe zawsze były przyjaciółmi ludzi, tylko jako alternatywa dla macierzyństwa.

Posiadanie psiecka zamiast dziecka jest dziś trendy.

Wychwalanie związków partnerskich zamiast rodziny też niesie za sobą mniejszą chęć do posiadania potomstwa, gdyż takie związki nie są stabilne.

Modne są przeróżne formy związków przejściowych, w których główną wspólną potrzebą jest seks i dach nad głową.

Rozmaite stowarzyszenia i organizacje samorządowe prześcigają się w popieraniu inicjatyw propagujących inność, nienormatywność w tym seksualną. Normatywne postawy nie są modne.

Jak na lekarstwo znajdziemy inicjatywy popierające rodzinę.

W zamian dużą wagę przykłada się do edukacji seksualnej obcesowo wyjaśniającej obszar dojrzewania dzieci i młodzieży. Bez ogródek, bez delikatności próbuje się przedstawić wchodzenie w dorosłość, proponując techniki zaspakajania swoich potrzeb, gdzie owszem nie ma tabu, ale nie ma też miłości i młodzieńczego romantyzmu, a rodzina i dzieci to sprawa drugorzędna.

Z takim wyposażeniem i przykładem młodzi wychodzą z przekonaniem, że w rodzinie nie odnajdzie swoich potrzeb.

O tym, że przekroczyliśmy już wszelkie granice w akceptowaniu tego co jest etyczne i złe jest przykład pewnej pani i jej lekarki, które to dopuściły się czynu niewiarygodnego uśmiercając 8 miesięczny płód w łonie matki z powodu wady genetycznej. Najgorsze jest jednak to, że czyn ten popierało wiele gremiów kobie,t co świadczy dobitnie o zmianach świadomości wśród pań. – niestety na gorsze.

Nader rzadko na łamach „Twojego stylu” czy „Pani” możemy przeczytać wywiad z kobietami sukcesu robiącymi kariery, że to, co im się przydarzyło najpiękniejszego w życiu, to macierzyństwo.

Wykreowaliśmy już akceptowalny model społeczny, gdzie kobiety za Martą Lempart krzyczą „wypier…”, a zachętą do rodzicielstwa nie jest urlop tacierzyński. Siła jest kobietą często przemocową , słabą kandydatką na matkę.

Empatia i delikatność nie są w cenie.

Przed laty w szkołach był przedmiot „wychowanie w rodzinie”, więc może zamiast wprowadzać naukę o seksie, powrócić do… wychowania w rodzinie.

Joanna Formela