Co najmniej od napaści Rosji na Ukrainę w 2014 roku, a na pewno od pełnoskalowej wojny rozpoczętej w lutym roku 2022 – politolodzy na całym świecie mówią o zmierzchu liberalnego ładu światowego. Nakłada się na to jeszcze prezydentura Donalda Trumpa. O ile jego pierwsza kadencja była powszechnie traktowana jako przejściowa, druga już taka nie jest. Poprzez politykę ekonomiczną, zwłaszcza wysokie cła, Trump realnie zmienia zasady rządzące światowym handlem. Nie ma już jednego ośrodka siły, który narzucałby wszystkim swoje reguły. Polityka światowa stała się bardziej zróżnicowana, a kolejne państwa próbują zyskać większą samosterowność, co w oczywisty sposób prowokuje chaos, wojny i różne konflikty. Przyczyny tego zjawiska są złożone i nie chcę się tu nad nimi zastanawiać. Moją uwagę zwraca fakt, że podobny proces dotyka również Kościoła katolickiego.

Zaczęło się za pontyfikatu Franciszka. Już w 2013 roku ogłosił, że Kościół musi ulec „decentralizacji”. Pisał o tym wprost w swoim pierwszym programowym dokumencie „Evangelii gaudium”. W kolejnych latach działał konsekwentnie w tym kierunku, dając biskupom w różnych krajach coraz większą autonomię. Niektórzy z tego nie korzystali, ale inni – zwłaszcza w Europie – tak. Co ciekawe, dokładnie w tym samym czasie takie same zmiany zachodziły w światowej Wspólnocie Anglikańskiej. Zupełnie wprost mówił o tym prymas tzw. Kościoła Anglii, Justin Welby. W 2022 roku przemawiał do przedstawicieli anglikanów z całego świata podczas zjazdu w Ghanie. Welby przekonywał, że anglikanizm przyszłości musi być bardzo różnorodny, bo – jak twierdził – nikt nie zna pełni prawdy. Ludzie mają różne perspektywy i przekonania, zależnie od własnego doświadczenia i kultury. Stąd anglikanie muszą zgadzać się ze sobą tylko w kilku bardzo elementarnych kwestiach, większość rzeczy pozostawiając do decyzji na poziomie lokalnym.

Welby odwoływał się w tamtym przemówieniu wprost do świata polityki. Podkreślał, że do przeszłości odchodzi świat jednobiegunowy. Powstają różne lokalne ośrodki siły, które kwestionują jeden globalny schemat demokratycznego rozwoju. Do tego dochodzi dekolonizacja. Wcześniej Anglicy, tak jak kilka innych narodów, rządzili w wielu miejscach globu i narzucali tam swoje wzorce. To się skończyło i dlatego lokalne kultury muszą w większej mierze kształtować charakter anglikanizmu.

Franciszek i Justin Welby objęli władzę w tym samym roku. Często się spotykali i wymieniali opiniami. Dialog ekumeniczny wynieśli na zupełnie nowy poziom; papież zgodził się nawet na to, by anglikanie celebrowali w rzymskich kościołach własne nabożeństwa. Zbieżność ich wizji rozwoju chrześcijaństwa nie jest przypadkowa. Ukoronowaniem katolicko-anglikańskiej wspólnoty zmian był grudzień 2023 roku. 18 dnia tamtego miesiąca Stolica Apostolska ogłosiła deklarację „Fiducia supplicans” o błogosławieniu par tej samej płci. Kategorycznie odrzucił ją Kościół w Afryce, uznając dokument za zerwanie z prawem naturalnym. Dokładnie dzień wcześniej weszła w życie decyzja podjęta przez tzw. Kościół Anglii o błogosławieniu związków jednopłciowych. 10 prowincji anglikańskich z globalnego Południa zerwało wówczas jedność z anglikanami z Wysp Brytyjskich.

Różnorodność doktrynalna i moralna, osłabienie władzy „centralnej” – to zjawiska, które w ewidentny sposób przekształcają zarówno Wspólnotę Anglikańską jak i Kościół katolicki. Jednocześnie dokładnie to samo zachodzi w świecie polityki. Dlaczego? Nad odpowiedzią na to pytanie długo jeszcze będą zastanawiać się socjologowie religii. Chciałbym zaproponować tu jedno możliwe wyjaśnienie. Otóż jest obiektywnym faktem, że po II wojnie światowej wielu duchownych zaczęło niewolniczo kopiować demokratyczne wzorce polityczne. Tego wyrazem jest choćby chaotyczny Synod o Synodalności, ale również wiele wcześniejszych przedsięwzięć. Zrównywanie funkcjonowania Kościoła ze światem polityki weszło do myślenia hierarchów tak silnie, że kiedy zaczął kruszyć się liberalny ład – analogiczny proces rozpoczął się w Kościele, bo jego przywódcy myślą w nadmiernie politycznych, często otwarcie lewicowych kategoriach. Jeżeli tak, to zwiastuje nam jeszcze wiele lat poważnych trudności wewnątrzkościelnych – bo świat polityki, jak wszystko na to wskazuje, długo nie przestanie nas zaskakiwać. Trzeba uzbroić się zatem w cierpliwość – i mieć nadzieję, że zmierzch dominacji lewicowo-liberalnego ładu przyniesie również ozdrowienie Kościołowi. Wprawdzie nie widać, by decentralizacja miała przynieść Kościołowi jakieś zyski. Być może tak musi jednak wyglądać implozja progresizmu, którego następstwem, zwłaszcza w Europie, może być po wielu latach dalece bardziej integralny i tradycyjny katolicyzm.

 

Autor jest publicystą portalu PCh24.pl