Sejmej wprost przyznał, że Polska nie dysponuje pełnymi możliwościami monitoringu przestrzeni powietrznej. – „To nie jest tak, że my mamy duży monitor, na którym wszystko widać. (…) Tu go widać, tu się gdzieś chowa. Musimy improwizować, analizować i antycypować” – powiedział.

Ta wypowiedź, zamiast wyjaśnić, jak MON reaguje na kolejne wtargnięcia dronów na teren Polski, spotkała się z ostrą reakcją ekspertów. Były pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej, Stanisław Żaryn, skomentował: „Nie ma co pudrować rzeczywistości, ale taka wypowiedź rzecznika MON o rosyjskich dronach? (…) To wygląda na bezradność”.

Na konferencji potwierdzono również, że ze wschodniej granicy wycofano systemy SkyControl, które miały wspierać obronę przed dronami. Decyzja ta od dawna budziła wątpliwości, a rzecznik MON przyznał, że obecnie system jest używany do innych celów.

„No to mamy czarno na białym – MON wycofał SkyControl z granicy i nie przywrócił tam systemu pomimo upadku drona w Osinach kilka tygodni temu” – napisał w mediach społecznościowych wicerzecznik PiS Mateusz Kurzejewski.

Jeszcze większe kontrowersje wzbudziła część wypowiedzi Sejmeja, w której mówił o sprzęcie wojskowym. – „Apache są niezwykle ważne. To są świetne śmigłowce, które potrafią swoimi karabinami zniszczyć każdy dron. FA-50, które były kupione bez amunicji, w tej chwili są doposażane, bo mają świetne rakiety do zwalczania dronów – jest to lekki śmigłowiec – i ma świetne działka” – stwierdził rzecznik MON.

Problem w tym, że FA-50 to nie helikopter, lecz lekki samolot bojowy produkcji południowokoreańskiej. Komentatorzy nie kryli oburzenia. „Panie Rzeczniku, FA-50 to nie śmigłowiec, ani nawet lekki śmigłowiec – to samolot. Jak mamy ufać MON, jeśli rządzą nim i reprezentują amatorzy?” – pytał w mediach społecznościowych działacz Konfederacji Michał Cichy.