Jałocha był w latach 2010-20 zatrudnionym na podstawie umowy o dzieło reporterem sztandarowego programu TVN - „Fakty”.
Kiedy po rozstaniu z TVN, Robert Jałocha zażądał od byłego już pracodawcy świadectwa pracy - nie otrzymał go. W związku z czym zgłosił sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy.
„Sąd przeanalizował złożone przez stronę powodową, jak i pozwaną, umowy o dzieło łączące Roberta Jałochę i TVN, jak również sąd dokonał szczegółowych ustaleń przebiegu współpracy pomiędzy stronami na podstawie zgromadzonego w toku postępowania materiału dowodowego, przede wszystkim zeznań przesłuchanych świadków. Analiza złożonej umowy o dzieło, jak i przebiegu współpracy, doprowadziła sąd do przekonania, że strona pozwana dokonała obejścia przepisów prawa pracy dotyczących zawierania umów o pracę i tak naprawdę powoda z pozwaną spółką łączył w wymienionym okresie stosunek pracy” – mówiła o procesie jakiś czas temu portalowi wirtualne media, sędzia Liwia Bednarska z Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy.
„Gdybym ze swojego procesu z TVN miał przygotować relację do "Faktów", materiał byłby jedynką. Najważniejszym newsem dnia i jednym z najmocniejszych w mojej karierze. W tej historii jest wszystko co telewizja kocha. Silna korporacja, duża prawnicza kancelaria, intrygi, kłamstwa i szczęśliwy sądowy finał. Prawie jak w amerykańskim kinie, tylko dialogi i tempo akcji przeraźliwie polskie” – skomentował dziś na Facebooku Robert Jałocha.
„Niestety prawomocny wyrok wcale nie kończy tej sprawy. Przede mną walka o nieodprowadzane składki, nadgodziny, urlopy i odszkodowanie za wypadek w pracy” – dodał były reporter TVN.
„W TVN nikt nie "obchodził prawa", tylko po prostu je łamał i dziś nie jest już bezkarny” – skonkludował Jałocha.