W menu zawsze pierwszą ligą

dla Polaka będzie BIGOS.

Który tysiąc ma postaci

i czy biedni czy bogaci

chętnie widzą go na stole.

Ja bogatszą postać wolę.

(Z bigosem całkiem jak z psami –

różnice między rasami

mega, zwłaszcza, gdy je strzygą.)

I tak samo różny bigos.

U mnie (nie dbam o ekspensa)

kapusty tyle co mięsa.

Bowiem jej nadmiar smak niesie

strawy z baru w Pekaesie.

Cała być kwaszona może,

lecz ja słodkiej trochę włożę

drobno pokrojonej, z wrzątku.

Obie razem od początku

gotują się ze spokojem,

gdy ja w kostkę mięsa kroję

nożem ostrym (pilnuj palców),

by je razem smażyć w smalcu.

Pół godzinki, (kwestia wprawy),

potem sięgam po przyprawy.

W paski kroję grzyby śmiało,

w wodzie moczone noc całą.

Z nich woda niczym atrament

kapustę ściemni na amen.

W przyprawach składników wiele:

Pieprz, gożdzik, angielskie ziele

liść laurowy, majeranek

jałowiec. Z miarą dodane

smak wyostrzą, byle z sensem.

Bigos to kapucha z mięsem.

Nie ostrych smaków feeria

jak gdzieś w Azji garmażeria.

Teraz, chlup, w głębokim garze

kapustę i mięsa warzę.

Raz w raz mieszam to i mieszam.

Tu się nie da nic przyśpieszać.

Wreszcie, aby smak dopełnić,

podsmażam znów na patelni

kiełbasę lub w kostkę boczek –

wsi polskiej piękne owoce.

Potem kilka cebul smażę,

tak przepis sprawdzony każe.

Kapuścianej kres podróży...

Dodają jeszcze niektórzy

śliwki w dymie uwędzone

lub leją wino czerwone.

Od czego się nie odcinam,

choć sam nie dodaję wina.

Moher bowiem, bez swawoli,

raczej wino wypić woli.

Koniec, czy bigos gotowy?

Skądże! Jeszcze ślad węglowy.

Przez dni kilka, rzecz musowa,

massę trzeba zagotować.

Przy tym (trudność w sporej skali),

odgrzewając, nie przypalić.

I dopiero po tym czasie

mamy BIGOS w pełnej krasie.

Żadnych chrząszczy, proszę gości,

BIGOS ZNAK NIEPODLEGŁOŚCI.