W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej informacji o tzw. samozbiorach – oferowanych przez rolników zbiorach „przyjedź i sam zbierz z pola”. Powód? Cena skupu tak niska, że często nie pokrywa nawet kosztów transportu i pracy. W jednej ze spraw, rolnik ze świętokrzyskiego otrzymał w skupie za kilogram papryki… 40 groszy – i zdecydował się rozdawać plony zamiast je sprzedawać.
Na hurtowej giełdzie w Elizówce cena za kilogram papryki przekracza 8 zł, a sprzedający zapowiada na straganie cenę około 12 zł. Tymczasem stawki skupowe są często kilkadziesiąt razy niższe. Handel wielkimi sieciami oraz import tanich produktów tylko pogłębiają presję na lokalnych producentów. „Markety weszły i rolnicy nie mają rynku zbytu. Tu jest wielki problem” – komentował drugi z rozmówców Polsat News.
Według raportów Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) sytuacja rolników nie wynika ze zmowy cenowej – urząd stwierdza, że za załamanie cen odpowiadają m.in. nadprodukcja, import, strukturalne problemy rynku i mocna pozycja dużych sieci handlowych. Wskazuje się także na rekordowe plony warzyw i owoców: produkcja warzyw gruntowych wzrosła o ok. 6%, owoców o ok. 9% wobec roku poprzedniego.
Rolnicy podkreślają, że system kondycjonuje ich do sytuacji, w której sprzedają za niższą stawkę niż koszty produkcji – co przewiduje raport Tygodnika Rolniczego. W jednym z przykładów za kilogram papryki przemysłowej w skupie płacono 0,60–0,80 zł przy detalicznej cenie 10–12 zł za kilogram.
Eksperci alarmują: malejące ceny skupu oznaczają, że wielu producentów cierpi straty ekonomiczne – nawet jeśli konsument cieszy się niższą ceną warzyw. W efekcie rolnictwo jako gałąź gospodarki traci rentowność. „Raj dla konsumentów, piekło dla rolników” – podsumował portal RMF24.
Coraz częściej słyszy się też działania alternatywne: gospodarstwa – zamiast sprzedawać – zapraszają na pole, by klienci sami zebrali warzywa po stawce dogodnej lub za „co łaska”. To sygnał, że tradycyjne kanały sprzedaży zawodzą.
Rolnicy apelują o zmianę mechanizmów wsparcia i struktury rynku – większe zabezpieczenie w umowach, stabilne ceny, silniejszą pozycję wobec sieci handlowych. W międzyczasie wielu z nich decyduje się na odzysk – rozdawanie plonów staje się aktem desperacji.
– Jeśli produkcja oznacza stratę, to trudno mówić o rozwoju – mówił jeden z producentów w rozmowie z mediami.
W obecnej sytuacji – gdy rząd Donalda Tuska nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa ekonomicznego polskiej żywności oraz stabilnych i opłacalnych warunków sprzedaży dla krajowych producentów – rolnicy powinni poważnie rozważyć obejście pośredników i sieci handlowych. Sprzedaż bezpośrednia – poprzez lokalne bazary, gospodarstwa, sklepy farmerskie, a nawet platformy internetowe – może pozwolić im odzyskać część utraconych zysków, odbudować relację z konsumentami i uniezależnić się od dyktatu wielkich sieci dystrybucyjnych, które narzucają ceny nieodzwierciedlające realnych kosztów produkcji. Taki kierunek nie tylko wzmocni wieś, ale też zwiększy bezpieczeństwo żywnościowe Polski.