9 maja ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew chciał uczcić rosyjski Dzień Zwycięstwa składając kwiaty w warszawskim Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich. Mimo ostrzeżeń polskich władz, dyplomata pojawił się na terenie cmentarza, gdzie czekali na niego obywatele Ukrainy protestujący przeciwko rosyjskiej agresji. W pewnym momencie do Andriejewa podeszła ukraińska dziennikarka, która oblała go czerwoną farbą. Najwyraźniej zadowolony z faktu, że udało mu się sprowokować taki incydent, ambasador udzielił jeszcze komentarza mediom i odjechał.

Teraz RMF FM donosi, że po dwumiesięcznym postępowaniu sprawdzającym, rozpoczęło się prokuratorskie śledztwo w tej sprawie. Podstawą postępowania jest art. 136 Kodeksu Karnego mówiący o czynnej napaści na akredytowanego przedstawiciela dyplomatycznego.

- „Choć taka jest kwalifikacja, należy też oczekiwać, że prokuratura dokładnie zbada zachowanie policjantów podczas tego incydentu. Na materiałach filmowych z mauzoleum widać, że zabezpieczający to miejsce funkcjonariusze nie zareagowali na pierwszy atak farbą na ambasadora. Zauważalną reakcję widać dopiero przy drugim ataku, kilkadziesiąt sekund później”

- wskazuje RMF FM.

Błędów w działaniach zabezpieczających miejsce funkcjonariuszy nie dopatrzyła się jednak Komenda Stołeczna Policji.