Dokładnie 37 lat temu milicja użyła broni palnej przeciwko górnikom strajkującym w katowickiej Kopalni Węgla Kamiennego "Wujek".  Zginęło dziewięciu górników, wielu zostało rannych. To niewątpliwie największa tragedia stanu wojennego.

Strajk w kopani rozpoczął się tuż po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu Jana Ludwiczaka- szefa zakładowej "Solidarności". 13 grudnia 1981, w niedzielny poranek na prośbę górników mszę świętą w kopalni odprawił ks. Henryk Bolczyk z pobliskiego kościoła. Później górnicy rozeszli się do domów. Dzień później pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, domagając się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka oraz innych działaczy "Solidarności" w całym kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego jak również niewyciągania konsekwencji wobec strajkujących.

Później do protestu zaczęli przyłączać się górnicy z dalszych zmian. Kolejni uczestnicy formułowali nowe postulaty: zniesienie stanu wojennego oraz przywrócenie działalności "S", Stanisław Płatek, sekretarz komisji rewizyjnej "Solidarności" w kopalni "Wujek" został wybrany przywódcą strajku. 

Gdy negocjacje z władzami nie przynosiły rezultatów, zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku strajkowało już ok. 50 zakładów. 15 grudnia strajkujący zaczęli otrzymywać informacje, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre zakłady. Górnicy nie wiedzieli jednak, że w jastrzębskiej kopalni Manifest Lipcowy wobec protestujących użyto broni palnej. Zaczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Przygotowali łopaty, kilofy, łańcuchy, cegły, śruby czy zaostrzone pręty. Następnego dnia kopalnia została otoczona przez oddziały milicji, czołgi, wozy pancerne. Wówczas strajkowało już ok. 3 tys. górników. Wokół budynku zakładu zebrał się tłum kobiet, dzieci i młodzieży. Przedstawiciele wojska przyszli do strajkujących, chcąc nakłonić ich do poddania się. Górnicy odrzucili propozycję. Przy temperaturze -16 stopni "potraktowano" armatkami wodnymi ludzi otaczających zakład. Milicja obrzuciła tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi. Przed godziną 11 czołgi sforsowały mur kopalni. Uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren budynku. Górników polewano wodą i ostrzeliwano środkami chemicznycmi. Protestujący stawiali opór. Górnicy w czasie walki ujęli trzech milicjantów, resztę pacyfikujących zmusili natomiast do wycofania. 

W reakcji ZOMO wysłało do kopalni pluton specjalny. Padły strzały. Sześciu górników zginęło na miejscu, jeden zmarł kilka godzin po operacji, na początku roku 1982 zmarło dwóch kolejnych górników z kopalni. 22 górników zostało postrzelonych. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni, m.in. zatruci gazem łzawiącym.

Czesław Kiszczak, ówczesny szef MSW PRL, nigdy nie poniósł odpowiedzialności za przyczynienie się do śmierci górników. 

yenn/PAP, Fronda.pl