Reportaż Polskiego Radia Trójki.

22 lata temu, 7 kwietnia 1994 doszło do pierwszych masowych mordów na ludności z plemienia Tutsi przez Hutu – rozpoczęło się piekło, którego skutki odczuwalne są w Rwandzie do dziś.

6 kwietnia został zestrzelony samolot wiozący rwandyjskiego prezydenta Juvénal Habyarimana, który opowiadał się za pokojowym rozwiązaniem konfliktu między zwaśnionymi plemionami Hutu i Tutsi. Samolotem leciał także Cyprien Ntaryamir, prezydent Burundi. Obaj przywódcy zginęli. Chociaż nie udało się stwierdzić, kto stał za zamachem, został on odczytany jednoznacznie. Był on punktem zapalnym w konflikcie między zwaśnionymi plemionami. Dzień później pochodząca z plemienia Hutu premier i p.o. prezydenta Agathe Uwilingiyimana została brutalnie zamordowana wraz z mężem przez Gwardię Prezydencką.

– Myśmy przewidywali ten konflikt w 1994 roku, bo widzieliśmy wielkie niezadowolenie wśród tych plemion – podkreślał o. Tadeusz Bazan w reportażu Jolanty Danak-Gajdy. – Oni sami mówili, zwłaszcza nauczyciele, że dojdzie do jakiegoś przewrotu, bardzo krwawego.

– Tutsi to plemię bardzo inteligentne, chytre, przezorne, bystre i zajmujące się hodowlą krów – charakteryzował wrogie plemiona o. Bazan. – Hutu to rolnicy. Różnica między nimi to taka, jak kiedyś w Polsce różnica między arystokracją a chłopami.

Konflikty między plemionami były więc nieuniknione. Tutsi żądali ziemi na pastwiska, Hutu chcieli te same tereny uprawiać. Plemiona odbierały sobie także nawzajem władzę polityczną. Mimo że Hutu stanowili większość ludności Rwandy, stale byli odsuwani od władzy.

Podziały w kraju stały się jeszcze głębsze, kiedy w 1933 Belgowie zaczęli wprowadzać karty identyfikacyjne z rubryką – "przynależność etniczna". Kategoryzacji dokonywano zazwyczaj na podstawie tak przypadkowych cech jak: wzrost, szerokość nosa i rozstaw oczu.

Rwanda odzyskała niepodległość w 1962 roku, lecz nie przyniosło to jedności wewnątrz kraju.

Jedenaście lat później zamachu stanu dokonał Juvénal Habyarimana, który został następnie wybrany na prezydenta. Kierowany przez niego rząd złożony z członków Hutu uciskał Tutsich. Tym razem to Hutu przejęli pełnię władzy w kraju. Tutsich nie dopuszczano do żadnych prestiżowych stanowisk, a w szkołach prowadzono segregację rasową. 

Fala mordu 

Zaopatrzeni w kosy, widły i maczety Hutu 7 kwietnia 1994 ruszyli w poszukiwaniu potencjalnych ofiar Tutsi. Bojówki rozdawały skrzynki z alkoholem, żeby zachęcić mężczyzn do walki. Wprowadzone przed laty przez Belgów dowody osobiste z adnotacją przynależności plemiennej ułatwiały Hutu identyfikację wrogów.

– Trupy leżały na drogach, nikt ich nie grzebał, rozkładały się i powstawało wielkie zatrucie powietrza – wspominał dramatyczne sceny o. Bazan z zakonu pallotynów. – Ludzie chodzili w maskach, bo trudno było oddychać tym powietrzem.

Większość ofiar ginęła z rąk swoich sąsiadów. Zabijano bezbronne kobiety i dzieci, zwykle na oczach członków rodziny. Nie wahano się przed paleniem domów pełnych ludzi, dochodziło nawet do masakr w kościołach. Dramat tych dni w książce "Dzisiaj narysujemy śmierć" opisał reportażysta Wojciech Tochman. 

Posłuchaj reportażu Jolanty Danak-Gajdy, w którym misjonarz z zakonu pallotynów o. Tadeusz Bazan, naoczny świadek ludobójstwa w Rwandzie, mówi o dramatycznych wydarzeniach 1994 roku.

Rozprzestrzenienie się konfliktu

Kiedy Tutsi w szeregach Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego ruszyli z odsieczą, miliony Hutu w obawie przed zemstą uciekli do sąsiednich krajów. W ciągu całego konfliktu z Rwandy wyemigrowała jedna czwarta jej ludności. Rozrastające się obozy dla uchodźców stały się przyczółkami kolejnych konfliktów. Nienawiść rozlała się wówczas na obszar Konga, wywołując dwie wojny domowe.

– Kiedy ta wielomilionowa armia uchodźców Hutu uciekała na kongijską stronę granicy wraz z nimi uciekali ludzie, którzy byli odpowiedzialni za ludobójstwo: politycy, wojskowi – mówił dziennikarz i znawca Afryki, Wojciech Jagielski. – Kiedy powstały te makabryczne obozy i pojawiła się międzynarodowa pomoc, tę pomoc rozkradali właśnie ci watażkowie, którzy tworzyli to partyzantckie państwo, także dzięki tej pomocy.

Odbudowywanie Rwandy

Po ludobójstwie władze do dziś szukają wartości, na których można by zbudować tożsamość narodu, Rwandyjczyków. – Jednym z pomysłów był powrót do wartości tradycyjnych – mówiła antropolog kultury Małgorzata Wosińska, gość Dariusza Rosiaka w audycji "Raport o stanie świata".

Zabójcy nie ponieśli sprawiedliwej kary – odstąpiono od kar śmierci, a wyroki w stosunku do przewinień były raczej symboliczne, gdyż winnych było po prostu zbyt wielu. Kaci i ofiary połączone są poprzez sąsiedztwo, wspólną pracę czy nawet więzy rodzinne. Proces leczenia społeczeństwa z traumy będzie trwał jeszcze wiele lat.

Źródło: polskieradio.pl