Już w pierwszej połowie października na łamach portalu Liturgia.pl zastanawiano się, „jak to możliwe, że w przeddzień wybuchu wojny polsko-bolszewickiej narzeczeni zawierają małżeństwo w rycie młodszym od tych wydarzeń o jakieś 50 lat?” „Ryt pokazany na filmie urodził się jakieś 70 lat po jego bohaterach. (...) Widoczne na zdjęciu szaty kapłana co prawda charakterystyczne są dla 'starego' rytu, ale nieskrzyżowaną stułę założoną na ornat należałoby nazwać co najmniej trydencką ekstrawagancją” - czytamy na Liturgia.pl. Ponadto w artykule zwrócono uwagę na to, iż grana przez Nataszę Urbańską postać „nie mogła (...) wkładać obrączki na palec narzeczonego”.

 

Ostatnio głos w sprawie zabrał także autor bloga Kronika Novus Ordo, zauważając, że „dawniej sakrament małżeństwa zawierało się zasadniczo poza Mszą świętą, więc kapłan winien być odziany w pluwiał zamiast ornatu i bez manipularza”.

 

Przekłamywanie historii liturgii Kościoła w „Bitwie warszawskiej” zauważyło także wielu zwykłych wiernych, choć zapewne jeszcze większa ich ilość wyszła z kina z przekonaniem, że w latach 20. ub. wieku ceremonia ślubna wyglądała i brzmiała dokładnie tak samo jak dzisiaj.

 

Można zadać sobie pytanie: czemu konsultanci liturgiczni, najpewniej katolicy, współpracujący z producentami filmu zdecydowali się na tego typu posunięcie? Czyż nie stoi ono w jawnej sprzeczności ze słowami Benedykta XVI: „To, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle (...) uważane za szkodliwe”?

 

MO/Liturgia.pl/KNO