3 marca 1948 roku przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Warszawie rozpoczął się proces tzw. grupy Witolda. Aresztowany 8 maja 1947 roku przez ubeków rotmistrz Witold Pilecki, główny oskarżony w procesieu słyszał liczne zarzuty dotyczące rzekomej zdrady stanu.

Oskarżono go o nielegalne przekroczenie granicy (podczas powrotu do Polski z emigracji), posługiwanie się fałszywymi dokumentami (na nazwisko Roman Jezierski i Witold Pilecki), brak REJESTRACJIw Rejonowej Komendzie Uzupełnień, zorganizowanie składów broni oraz nielegalne posiadanie broni palnej, amunicji i materiałów wybuchowych, działalność szpiegowską na rzecz generała Władysława Andersa oraz o przygotowanie zamachu na dygnitarzy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (tzw. likwidacja "mózgów MBP").
Bohater II wojny światowej i dobrowolny więzien Auschwitz nie przyznał się jedynie do ostatniego z zarzutów. Rzekomą działalność szpiegowską uznał za wykonywanie informacyjnych obowiązków wojskowych - nadal przecież był żołnierzem II Korpusu generała Andersa.

"Pozostałe zarzuty prokuratora majora Czesława Łapińskiego, byłego żołnierza AK, przyjął. Skład sędziowski (przewodniczący podpułkownik Jan Hryckowian, również były akowiec, i kapitan Józef Brodecki) wymierzył rotmistrzowi Pileckiemu najwyższy z możliwych wyroków - karę śmierci" - przypomina Interia.pl.

Mimo licznych próśb, także ze strony żony, prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Wyrok strzałem w tył głowy, wykonano 25 maja.

Pomimo zasądzonej kary śmierci, ubecy nie zaprzestali torturowania rotmistrza Pileckiego. Już w trakcie procesu miał połamane kości, oba obojczyki, żebra, kręgi szyjne czy wyrwane paznokcie.

ed/Interia.pl