Szaaban mówi, że w czasie gdy pracował w fabryce plastiku, przyszedł do niego pewnego razu jego wujek i zaproponował, by wstąpił do rebelianckiej grupy „Przebacz mi, Ojcze”. Wujek zaznaczył, że da mu dobrą zapłatę i pistolet, który będzie mógł pokazać kolegom. Szaaban zgodził się i pracował dla niego przez trzy miesiące.

Grupa „Przebacz mi, Ojcze” należy do większej organizacji „Bratanków Proroka”, która zrzesza 15 tysięcy członków. Przewodniczy jej Ziad Haj Obaid, jeden z głównodowdzących Wolnej Armii Syrii, zaopatrywanej w broń poprzez Arabię Saudyjską i Katar min. z USA, Francji i Wielkiej Brytanii.

Szaaban przez miesiąc uczył się obchodzić z bronią. Został wyszkolony na snajpera. Wujek ulokował go na dachu budynku, z którego widział most. Miał strzelać do wszystkich bez wyjątku, którzy próbowali przez ów most się przedostać, do żołnierzy i cywili, nawet jeżeli ci drudzy po prostu przypadkowo zmyliliby drogę. Szaaban „pracował” od siódmej rano do czwartej popołudniu.

Chłopiec opowiada, że pierwszego człowieka zastrzelił w asyście pomocnika, który trzymał go za drżącą rękę. Szaaban przez trzy kolejne dni nie mógł spać i ciągle widział w snach mężczyznę, którego zabił. Potem jednak, jak mówi, przyzwyczaił się do zabijania i nie miał już żadnych koszmarów. Gdy strzelanie zaczęło mu dobrze iść, zabijał nawet trzy osoby dziennie. Strzelał głównie do cywili i żołnierzy Assada, ale zdarzyło mu się zabijać również rebeliantów, którzy byli w sporze z grupą jego wujka. Łącznie zabił około 10 żołnierzy, 13 cywili i 9 rebeliantów. Podkreśla, że dziś nie ma już żadnego problemu z zabijaniem ludzi. Jest gotów zastrzelić każdego, bo już do tego przywykł.

Pac/katholisches.info