Za zakazem handlu w niedzielę apelował w maju metropolita gdański abp. Sławoj Leszek Głódź, który mówił: - Stać na to Niemców i Austriaków, a dlaczego nie Polaków, w ojczyźnie błogosławionego Jana Pawła II?. Niestety, mimo poparcia wielu hierarchów kościelnych, nie udało się zebrać 100 tys. podpisów pod projektem ustawy zakazującej handlu w niedzielę. Oznacza to, że projekt nie trafi w ogóle do Sejmu.

Podobnie ma się sprawa z tzw. projektem złożonym w parlamencie przez posłów. Dzisiaj w parlamencie odbędzie się tzw. konferencja naukowa na ten temat. Poselski projekt zakłada m.in. "że praca w handlu w niedzielę możliwa byłaby tylko wtedy, gdyby właściciel sklepu sam stanął za ladą". Poselski projekt powstał w ramach szerokiej współpracy różnych grup konserwatywnych: Podpisali się pod nim głównie posłowie PiS, ale także PSL, Solidarnej Polski i PO. Wśród tych ostatnich byli m.in Jarosław Gowin i Jacek Żalek, którzy we wrześniu odeszli z klubu Platformy - przypomina "Rzeczpospolita".

W zbiórkę podpisów pod projektem obywatelskim zaangażowały się m.in. skupiająca sklepikarzy Naczelna Rady Zrzeszeń Handlu i Usług oraz handlowa „Solidarność".

Dlaczego nie udało się zebrać 100 tys. podpisów. Jak tłumaczy pełnomocnik komitetu obywatelskiego Krzysztof Steckiewicz: "Niefortunnie wybraliśmy wakacyjny termin zbiórki. Młyny kościelne mielą powoli i podpisy zbierane w parafiach zaczęły wpływać po upływie trzymiesięcznego terminu określonego prawem".

Dziś konferencja naukowa na temat zagrożeń handlu w niedzielę. Weźmie w niej udział około 100 osób. "W konferencji głos ma zabrać m.in. etyczka prof. Aniela Dylus i Łukasz Pisarczyk, profesor prawa z UW. W szczególny sposób mają zostać omówione aspekty ekonomiczne, bo one wzbudzają największą dyskusję. Andrzej Faliński ze zrzeszającej hipermarkety Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji ostrzega np., że uchwalenie ustawy skutkowałoby nawet 7-proc. spadkiem obrotów i utratą pracy przez 25 tys. osób. Jeszcze czarniejsze wizje snują eksperci zrzeszającej pracodawców Konfederacji Lewiatan. –  Te argumenty nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Zamiast do supermarketów strumień pieniądza popłynie do restauracji, usług i kin. Negatywnych skutków ekonomicznych nie przyniosło wprowadzenie zakazu handlu w święta państwowe, bo przed dniem wolnym konsumenci robią większe zapasy – mówi jednak Telus dla Rzeczpospolitej.

sm/Rzeczpospolita