1. W poniedziałek, późnym wieczorem po spotkaniu koalicyjnym Platformy i PSL-u, wicepremier Janusz Piechociński zakomunikował, że będzie towarzyszył premier Kopacz na unijnym szczycie, który odbędzie 23-24 października w Brukseli.

Posiedzenie Rady Europejskiej ma być przede wszystkim poświęcone polityce energetyczno-klimatycznej UE do roku 2030 i jak się wyraził Piechociński, premier Kopacz chce mieć w Brukseli "pełną reprezentację merytoryczna i polityczną".

Wszystko wskazuje jednak na to, że szefowa rządu już wie, że podpisze się pod zaostrzeniem polityki klimatycznej UE i w związku z tym chce obciążyć także koalicjanta odpowiedzialnością za ten "sukces".

2. A w propozycjach konkluzji przygotowanych na ten szczyt napisano bardzo wyraźnie: redukcja emisji CO2 o 43% do roku 2030 w ramach ETS (europejskiego systemu handlu emisjami) poprzez podniesienie obecnie obowiązującego współczynnika 1,74% do 2,2% przy czym momentem odniesienia będzie rok 2005.

W konsekwencji ceny uprawnień do emisji CO2 zostaną wywindowane do poziomu od 20 do 30 euro za tonę.

Zresztą już od paru lat KE staje na głowie aby ceny tych uprawnień rosły w ramach obowiązujących rozwiązań redukcyjnych.

Wprawdzie ze względu na światowy i europejski kryzys zapotrzebowanie na energię w Europie w ostatnich latach zamiast wzrosnąć, spadało w związku z tym cena uprawnień do emisji CO2 w ramach wolnego handlu emisjami malała i wynosiła już „zaledwie” 5 euro za tonę CO2.

Najpierw więc KE przeforsowała zdjęcie z rynku 900 mln uprawnień w latach 2014-2016 i przesunięcie ich na lata 2019-2020 (choć to tylko wybieg, zapewne nigdy one na ten rynek nie wrócą) w związku z tym już od lutego tego roku cena uprawnień do emisji CO2, wzrosła do 7-8 euro za tonę.

Ale to wszystko mało, bo cena na tym poziomie nie wymusza przecież odchodzenia od produkcji energii z węgla i przechodzenia na gaz albo atom, dlatego też KE szukała sposobów aby podwyższyć cenę uprawnień przynajmniej do 20 euro za tonę i to już od roku 2020 i dzięki ustaleniom tego szczytu takie ceny zapewne osiągnie.           

3. To drastyczne zaostrzenie unijnej polityki klimatycznej, oznacza niestety klęskę dla górnictwa węglowego w Polsce i energetyki opartej na węglu, a w konsekwencji podwojenie cen energii także dla wielu innych energochłonnych branż naszej gospodarki.

Jak tę klęskę przekuć w sukces? Ano podobnie jak zrobił to premier Tusk w grudniu 2008 roku kiedy podpisał się pod 20% redukcją CO2 do roku 2020.

Otóż wtedy jego głównym osiągnieciem negocjacyjnym było 60 mld zł jakie mieliśmy otrzymać na budowę nowych elektrowni opartych o nowe technologie spalania węgla.

Po 5 latach w styczniu tego roku KE przyznała Polsce tylko 404 mln darmowych uprawnień, których wartość rynkowa wyniosła wtedy zaledwie 7,9 mld zł i jak się można domyślać za te uprawnienia, żadna elektrownia w naszym kraju jeszcze nie powstała i nie powstanie, bo tylko jeden nowo budowany blok energetyczny w elektrowni Kozienice o mocy 1075 MW ma kosztować około 7 mld zł.

Teraz będzie podobnie, także w wyniku "ciężkich" (zapewne nocnych) negocjacji otrzymamy jakieś wirtualne miliardy euro z funduszu solidarnościowego, który powstanie za kilka lat, a dodatkowo Niemcy obiecają, że zbudują ze środków europejskich interkonektory, dzięki którym będziemy mogli kupować ich drogą energię odnawialną.

W wyniku tych wszystkich "sukcesów negocjacyjnych" w ciągu najbliższych kilku lat ceny energii ruszą ostro w górę (szacuje się że ulegną podwojeniu), trzeba będzie zamykać kopalnie i elektrownie oparte na węglu, zaczną się z Polski wyprowadzać energochłonne gałęzie przemysłu, sumarycznie stracimy przynajmniej 500 tysięcy miejsc pracy ale wtedy już nie będzie u steru rządów ani premier Kopacz ani wicepremiera Piechocińskiego.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl