Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Szef niemieckiej SPD, Martin Schulz wypowiada się prawie jak europejski demiurg, skoro mówi w imieniu Niemiec, że Polska i Węgry nie dostaną funduszy europejskich jeśli nie przyjmą imigrantów, a Niemcy mogą zaniechać swoich wpłat do unijnej kasy, bo unijne fundusze to nie supermarket. Chce według swoich upodobań kształtować politykę niemiecką wobec państw europejskich i czy nie za daleko sięgają jego apetyty?

Zbigniew Kuźmiuk, europoseł PiS:  Przede wszystkim pan Schulz powinien wytłumaczyć się swoim wyborcom, dlaczego zdradził idee socjaldemokracji i dlaczego SPD osiągnęło najsłabszy wynik w wyborach po II wojnie światowej. Wygląda na to, że na razie nie zamierza tego robić, a rozpoczął właśnie sondażowe rozmowy z CDU-CSU i może powstanie ta wielka koalicja, no ale będzie ona naprawdę osłabiona. CDU-CSU straciła 9 pkt. procentowych, SPD podobnie, a będą tworzyć rząd i próbować urządzać Europę. Co więcej - pan Schulz zwraca uwagę krajom, gdzie rządzą większości, partie, które mają poparcie rzędu 50 procent, więc naprawdę - nie ma to z demokracją nic wspólnego.

Musimy się uzbroić w cierpliwość. Pan Schulz mówi o budżecie dotyczącym lat po 2020 r., więc to dosyć odległa kwestia. Co więcej - pan komisarz Oettinger, skądinąd także Niemiec, zajmujący się unijnym budżetem nie tak dawno klarował, że Niemcy powinni chuchać i dmuchać na pieniądze przekazywane do unijnego budżetu, bo duża część z tych pieniędzy trafia  tak naprawdę do gospodarki niemieckiej, więc bez tego mechanizmu nie byłoby takiego wzrostu gospodarczego w Niemczech, i nie byłoby takiego - drugiego na świecie - niemieckiego eksportu.

Czyżby pan Schulz nie orientował się, że każde 80 eurocentów z jednego euro wraca do niemieckiej gospodarki, a może nie doczytał o tym?

To niestety przykre, że pan Martin Schulz, który spędził ładnych parę lat w Parlamencie Europejskim, nie poznał jednak europejskich traktatów, bo to co on mówi nie ma w tych traktatach pokrycia i trzeba by ewentualnie te traktaty otwierać i zmieniać przepisy, ale po pierwsze potrzeba do tego jednomyślności i aby je zmienić - trzeba także zrobić to jednomyślnie. Nie wiadomo zatem, jak pan Schulz chciałby tu cokolwiek zmienić.

Może uznaje, że argument siły, a nie siła argumentów zadziała?

Trzeba do tego podchodzić spokojnie, Niemcy mają bardzo poważne kłopoty i wygląda na to, że rząd, jeśli w ogóle powstanie po wyborach, to będzie miał dużo poważniejszych zmiartwień. Gdyby np. takie nieszczęście [brak możliwości utworzenia rządu w ciągu pól roku od wyborów- red.] dotknęło Polskę, to prawdopodobnie pan komisarz Timmermans życzyłby sobie u nas zarządu komisarycznego.

Tymczasem problemy w Niemczech zastępuje się stałym tematem, jakim jest Polska i wyimaginowane problemy-hasła: ''praworządność, sądy, faszyzm'' - bo tak jest wygodniej?

Przesuwa się tematy wewnątrzniemieckie właśnie na rzecz próby 'porządkowania świata' poza Niemcami, ale niech Niemcy najpierw uporządkują się sami.

Ta zmiana kierunku narracji i wzięcie na celownik Polski zamiast Niemiec są tak pomyślane, aby opinia publiczna w Europie, zamiast patrzeć na Niemcy i ich ewidentne problemy, stale kierowała uwagę na nasz kraj.  

Owszem, a przy tym warto podkreślić, że my do budżetu unijnego nie idziemy 'po prośbie', bo do tego budżetu się składamy i to całkiem pokaźnie, bo około 5 mld euro, więc naprawdę - niech pan Schulz nas nie uczy, jak funkcjonuje unijny budżet.

Dziekuję za rozmowę.