O tym, ‘Co Polska może zrobić dla Europy’, pisze bynajmniej nie jakieś polskie prawicowo-patriotyczne pismo, tylko ‘Foreign Affairs’ w artykule z 26.10.2017 autorstwa Elizabeth Braw, dodając w podtytule ‘Większa rola w obronie kontynentu’ – w domyśle tytułowej Europy.

Tekst opisuje rosnące rosyjskie zagrożenie dla Europy, po czym wylicza wydatny względem innych krajów NATO procentowy wzrost polskich wydatków na cele obronne, oraz planowany przez polskie władze wzrost liczby polskich żołnierzy do poziomu 150 tysięcy oraz dodatkowe 50 tysięcy sił Obrony Terytorialnej. Tak duża liczba żołnierzy stawia Polskę w gronie największych europejskich sił zbrojnych, na czwartym miejscu po Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii.

W tym momencie następuje bardzo ciekawa konkluzja autorki, dotycząca wymienionych trzech krajów i stanu ich sił zbrojnych: ‘Jednak żadne z tych państw nie jest w wystarczająco dobrej kondycji, aby w najbliższym czasie być w stanie zrobić coś więcej dla bezpieczeństwa europejskiego. Siły zbrojne Francji mają poważne zobowiązania w Afryce oraz w zapewnieniu bezpieczeństwa wewnętrznego, brytyjskie siły zbrojne są zbyt rozproszone i niedofinansowane, a niemiecka Bundeswehra walczy z problemami dotyczącymi sprzętu: na przykład żaden z niemieckich okrętów podwodnych nie jest obecnie sprawny’.

Wynika z tego, że wbrew deklaracjom i robieniu dobrej miny do złej gry, Francja ma rzeczywisty i wielki problem z bezpieczeństwem wewnętrznym (swoją drogą, aż korci żeby zapytać: jaki i dlaczego?), potęgi zachodnioeuropejskie nie są wcale aż takie przepotężne, a polska armia - przy wszystkich jej mankamentach i niedostatkach - staje się ważną i liczącą siłą nie tylko w regionie, ale już w skali całego kontynentu. Czy są to jedynie nadinterpretacje, jakieś kolejne fantazje polskiego nierealistycznego mesjanizmu? Nie, autorka Elizabeth Braw pisze dalej wprost:  ‘Stawia to Polskę w roli najlepszego europejskiego kandydata do odgrywania większej roli w obronie kontynentu, szczególnie na wschodnim skrzydle NATO.’

Czyli nawet teraz, kiedy dopiero rozpoczyna się proces tworzenia licznej, silnej i nowoczesnej polskiej armii, przy obecnym już potencjale posiadamy jedne z najważniejszych sił zbrojnych w regionie i na naszym kontynencie, oraz jedną z najbardziej perspektywicznych armii dla obrony Europy przed ewentualnym atakiem militarnym ze wschodu.

I tutaj następuje kolejne interesujące stwierdzenie: z racji swojego położenia oraz siły armii, Polska staje się wg autorki naturalnym i oczywistym 'krajem ramowym regionu' – czyli krajem, które może tworzyć przeróżne konfiguracje wojskowe, polityczne i gospodarcze ze swoimi sąsiadami, w celu lepszego wykorzystania potencjałów militarnych i geopolitycznych - swoich oraz naszych bliższych czy dalszych sąsiadów w regionie.

Okazuje się więc, że polskie inicjatywy i współtworzone pakty i porozumienia – te duże w rodzaju NATO i Unii Europejskiej oraz te mniejsze, ale bynajmniej nie mniej istotne, takie jak np. Grupa Wyszehradzka, Międzymorze tworzone z Ukrainą, Trójmorze z krajami UE naszego regionu, a także umowy bilateralne z poszczególnymi państwami, dają Polsce unikalną możliwość realnego wzmacniania potencjału obronnego zarówno Polski, jak i całej Europy Środkowo-Wschodniej.

Przykładowo: współpraca z Ukrainą, Rumunią i Bułgarią daje nam dostęp do Morza Czarnego; natomiast sojusz ze Słowenią i Czarnogórą umożliwia Polsce komunikację lądową z regionem Morza Śródziemnego - co oznacza w czasie pokoju alternatywne wobec Bałtyku drogi dostarczania i transportu ropy i gazu, a w przypadku ew. konfliktu wojennego możliwość lądowego transportu wojsk amerykańskich.

Tak więc to, co do tej pory często było naszym przekleństwem, czyli geopolityczne i geostrategicznie-osiowe położenie Polski pośrodku Europy na szlakach pomiędzy Zachodem i Azją, może stać się wielką możliwością dla wykorzystania dla nas i naszych partnerów kluczowego usytuowania Polski na mapie kontynentu.

A ważne jest także to, że dzięki roli 'państwa ramowego' - czyli kluczowego w regionie - możemy współpracować ze wszystkimi potencjalnymi sojusznikami, ale oznacza to także że nie jesteśmy ograniczeni w decyzjach wyłącznie do jednego tylko kraju czy też grupy krajów, ale dzięki wielości możliwości mamy swobodę wyboru opcji – czyli przejścia z pozycji podmiotowej do współdecydowania o regionalnych, ale także kontynentalnych sojuszach wojskowych, politycznych i gospodarczych.

Michał Orzechowski

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich

sdp.pl