1 pażdziernika wchodzi w życie tzw. "ustawa dezubekizacyjna". Wiąże się ona z cięciami emerytur pobieranych przez byłych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa PRL. Cięcia obejmą 50 tysięcy emerytowanych funkcjonariuszy policji oraz innych służb mundurowych. Do tej pory decyzje odebrało już 10 tysięcy osób.

"Gazeta Wyborcza" zaczyna uderzać w patetyczne tony i wyciąga najbardziej drastyczne przypadki, aby przekonać czytelników, że ustawa jest z gruntu zła.

„Trzy samobójstwa i pięć śmiertelnych zawałów – to pierwsze efekty przyjętej przez PiS ustawy (...)”- pisze dziennik, odwołując się do sytuacji przedstawionych w tzw. „Białej księdze”, stworzonej przez Federację Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP. Jeden z emerytowanych policjantów, 56-latek z Rypina, skończył kurs podoficerski w maju 1988 roku. Jego emerytura została obniżona o 2/3. Dzień po odebraniu decyzji popełnił samobójstwo. Wyborcza alarmuje również o zawałach przy odbiorze decyzji. 

"Nie mamy danych, ile osób dostało zawału lub udaru i np. leżą teraz w szpitalu"- twierdzi Grażyna Piotrowicz z Federacji.

"Większość dostanie 1,7 tys. na rękę, a niektórzy nawet ustawowe minimum - ok. 850 zł” -pisze "Wyborcza.

Ludzie, którzy czują się pokrzywdzeni przez ustawę dezubekizacyjną, piszą odwołania do sądu, niektórzy zwracają się do szefa MSWiA, Mariusza Błaszczaka. 

Ciekawe, że "Wyborcza" nie roztkliwiała się tak bardzo nad ludźmi poszkodowanymi przez wymiar sprawiedliwości. Ciekawe, że nie przejmowała się kwotą, za jaką musiały wyżyć ofiary ludzi, którzy wiernie służyli PRL, a dziś lamentuje nad emeryturami byłych esbeków. Celem ustawy było po prostu przywrócenie pewnej elementarnej sprawiedliwości. 

yenn/Wyborcza.pl, Fronda.pl